Ten ogień olimpijski widać nie zazna spokoju. Po protestach i zamieszkach w Londynie, gdzie mimo nadzwyczajnej mobilizacji sił porządkowych prawie udało się zdmuchnąć pochodnię, Paryż też pokazał, że nie jest gorszy, jeśli chodzi o zapał w obronie praw Tybetu. Dalej: San Francisco i Buenos Aires. Chińscy oficjele mają nadzieję, że te nastroje w drodze do Azji uda się jakoś okiełznać, ale widać, że scenariusz wymyka się spod kontroli. Na razie odpowiedzią jest jawna wrogość wobec tych, którzy psują tak troskliwie przygotowane święto chińskiej hegemonii. Ten ton, do którego Pekin jest przyzwyczajony, teraz daleko nie zaprowadzi.
Polityka
15.2008
(2649) z dnia 12.04.2008;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 10