Archiwum Polityki

Jastrząb, pudel i łowcy jeleni

W czasie ostatnich wyborów prezydenckich niektórzy aktorzy grozili, że jeżeli George Bush zamieszka w Białym Domu, to wyjadą z Ameryki. Wprawdzie nie wyjechali, ale dokuczają swemu prezydentowi. Dając mu do zrozumienia, że zdecydowanie nie jest Billem Clintonem.

Jedną z najgłośniejszych uczestniczek zorganizowanej w Waszyngtonie stutysięcznej demonstracji przeciwko wojnie z Irakiem była znana aktorka Susan Sarandon („Thelma i Louise”). Artystka oskarżyła George’a Busha o to, że wykorzystuje do własnych celów amerykańskie „ofiary i obawy”. „Stawiajmy opór wojnie. Nienawidźmy jej w każdej jej postaci bez względu na to, czy używa się w niej rakiet, czy też samolotu” – apelowała do zgromadzonych w amerykańskiej stolicy pacyfistów.

Susan Sarandon to tylko jedna z hollywoodzkich gwiazd, które uważają, że mają dziś do spełnienia polityczną misję. Nazwiska Barbry Streisand, Jessiki Lange, Seana Penna, Woody’ego Harrelsona, Aleca Baldwina, Tima Robbinsa czy Danny’ego Glovera wymieniane są ostatnio równie często w politycznych newsach co w filmowych recenzjach. O ile stosunki Hollywood–Waszyngton w okresie prezydentury Billa Clintona można było określić jako wzajemną adorację, to teraz charakteryzuje je wyraźna podejrzliwość, chwilami wręcz wrogość. Obecna administracja ma co prawda zagorzałych sprzymierzeńców w takich hollywoodzkich fi larach jak Arnold Schwarzenegger czy Charlton Heston (który jest jednocześnie przewodniczącym popieranego przez republikanów konserwatywnego Narodowego Związku Strzeleckiego), lecz lista aktorów, którym George Bush i jego ekipa działają na nerwy, jest znacznie dłuższa niż zwolenników.

Nie jest to niespodzianka. W wyborach prezydenckich przed dwoma laty Hollywood gremialnie poparł Ala Gore’a, hojnie wypisując czeki na jego kampanię. Pomagał również Hillary Clinton w zajęciu senatorskiego fotela. Jednym z najbardziej zdegustowanych republikańskim zwycięstwem był Alec Baldwin, który jeszcze przed ogłoszeniem wyników oświadczył, że wyjedzie za granicę, jeśli wygra Bush.

Polityka 48.2002 (2378) z dnia 30.11.2002; Kultura; s. 61
Reklama