Do końca lat 70. filmy telewizyjne były poligonem doświadczalnym dla młodych twórców. W kinematografii obowiązywała zasada, że zanim niedoświadczony człowiek połamie sobie zęby na pełnometrażowej fabule, musi przejść chrzest bojowy w postaci realizacji skromnej etiudy, sprawdzającej jego reżyserskie umiejętności. W ten sposób na antenie telewizyjnej debiutowało m.in. pokolenie moralnego niepokoju, choć w tym przypadku był to start czysto teoretyczny. Filmy Krzysztofa Kieślowskiego, Agnieszki Holland, Janusza Kijowskiego, Wojciecha Wiszniewskiego zaraz po kolaudacji trafiały na półkę z cenzorskim zakazem emisji.
Nie należy zapominać, że dla wielu polskich reżyserów ten rodzaj twórczości okazywał się niezwykle ważnym etapem ich kariery. Część z nich swoje najlepsze filmy zrealizowała właśnie w telewizji. Niektórzy, jak bracia Kondratiukowie, zyskali dzięki temu status autorów kultowych. Później, w czasie stanu wojennego i w latach 90., tylko sporadycznie pozwalano młodym debiutować w ten sposób. Obecnie znów mówi się o powrocie do cyklu telewizyjnych debiutów. Dla współczesnego pokolenia 25-latków zrobienie krótkiej fabuły w warunkach telewizyjnych – kiedy inne sposoby zdobywania umiejętności są utrudnione – staje się jedynym sposobem publicznego istnienia.
Na ułożonej przez nas liście pięćdziesięciu filmów telewizyjnych brakuje wielu znanych tytułów. Pominęliśmy je celowo, wychodząc z założenia, że te z nich, które doczekały się w końcu dystrybucji kinowej, nie powinny być brane pod uwagę w naszym plebiscycie. Z oczywistych przyczyn nie ma na niej także pilotów seriali, spektakli telewizyjnych zrealizowanych metodą filmową ani fabuł kinowych w całości sfinansowanych przez TVP SA. Najstarszy na liście jest „Mistrz” Jerzego Antczaka z 1966 r.