Archiwum Polityki

Bruksela: instrukcja obsługi

Eurosceptycy! To dla was żer. Bruksela stolicą Polski jest. Tam pędzą rzesze polskich polityków. A miejscem ciągnącym ich jak magnes są aż trzy ambasady. Wszystkie – polskie!

Bruksela – miejsce, w którym zbiegają się sznurki zjednoczonej Europy. Jednocześnie gigantyczne okno wystawowe, do którego pcha się kto może, żeby się wypromować, dać się zauważyć. Problem w tym, że uwagę Brukseli przyciągnąć trudno. Bruksela od rana do wieczora urzęduje i nie ma czasu. Na biurkach tutejszych urzędników lądują zaproszenia na dziesiątki konferencji, briefingów, seminariów, seansów, posiedzeń, bankietów, pokazów, koncertów, koktajli, rautów, wystaw i lunchów. Ale ponad 20 tys. eurokratów opuszcza swoje betonowo-szklane twierdze niechętnie. Ożywiają się dopiero w piątkowe popołudnia, gdy szerokimi korytarzami ciągną swoje walizki na kółkach i udają się do samolotów, które rozwożą ich po całej Europie na zasłużony weekend.

Bruksela to maszyneria skomplikowana, najeżona mnóstwem przepisów, kierująca się obyczajami, bez znajomości których trudno cokolwiek załatwić. – Kiedy spojrzałem na to wszystko po raz pierwszy, zobaczyłem „Zamek” Kafki. Jedna tylko książka adresowa Komisji Europejskiej wygląda jak książka adresowa miasta Łodzi – przyznaje Tomasz Urbański z polskiej firmy lobbingowej UENTER Affaires Polonaises.

Gmachy oficjalnej międzynarodowej Brukseli są rozrzucone między placem Schumana i Place du Luxembourg. Betonowo-szklane twierdze wzdłuż Avenue des Arts, Rue Belliard czy Rue de la Lois to obszar posępny, nieprzystępny, odwrócony tyłem do przechodnia. Dominuje atmosfera urzędniczej rzeczowości, a rytm, nawet „po godzinach”, wystukują wskazówki zegarków. W piątkowe popołudnia restauracje i puby przy Place du Luxembourg naprzeciwko budynku Parlamentu Europejskiego zaludniają się kończącymi tydzień zastępami eurokratów, ale już wczesnym wieczorem, kiedy wydaje się, że zabawa dopiero się rozkręca, teren nagle cichnie i wyludnia się, bo międzynarodowa Bruksela szykuje się do odlotu.

Polityka 1.2003 (2382) z dnia 04.01.2003; Świat; s. 62
Reklama