Wśród intelektualistów, którzy zawsze przejawiali tendencję do przeceniania roli rozumu w rozwiązywaniu ludzkich problemów, szlachetny sentyment wyrażony w tytule rozpowszechniony był szeroko od stuleci. Kiedy, na przykład, w 1248 r. angielski alchemik i filozof Roger Bacon odkrył praktyczny przepis na produkcję prochu, nie ogłosił swego wynalazku, lecz formułę swą zaszyfrował w postaci kryptogramu. Leonardo da Vinci tak bardzo obawiał się wykorzystania swych wynalazków do destrukcyjnych celów, że kiedy opisywał wymyśloną przez siebie łódź podwodną, posłużył się szyfrem. „Tego nie ujawniam – pisał – z uwagi na zło ludzkiej natury, które sprawi, że praktykować będą zabójstwo na dnie mórz rozbijając okręty [przeciwnika] w ich najniższych partiach i zatapiając je wraz z załogą”.
Od kuszy do atomu
Ojciec nowoczesnej balistyki włoski matematyk Niccolo Tartaglia, który o dwa pokolenia poprzedził Galileusza, uważał, że „jest rzeczą karygodną, barbarzyńską i napawającą wstydem, godną surowej kary boskiej i ludzkiej, próbowanie doprowadzenia do perfekcji niszczycielskiej sztuki [wojennej] mogącej zniszczyć naszego sąsiada i zagrozić ludzkiemu gatunkowi”. Zdecydował się jednak na praktyczne zastosowanie swej wiedzy (wciąż mocno niedoskonałej) dopiero w obliczu zagrożenia Italii inwazją niewiernych Turków – „żarłocznych wilków przygotowujących się do napaści na nasze stado”. Tartaglia zawęził więc, rzec można, nasze moralne przykazanie do specyficznej wersji: „Nie będziesz używał wiedzy naukowej przeciwko innym chrześcijanom”.
Modyfikacja stanowiska Tartaglii miała godny precedens: w 1139 r. papież Innocenty II przekonany, że nowo wynaleziona kusza jest niehumanitarną bronią masowej zagłady, zakazał jej używania ogłaszając, iż „obraża ona Boga i jest niestosowna dla chrześcijan”.