Miniony rok upłynął w Kościele w rytmie nie tylko kalendarza liturgicznego, ale także uderzeń lustracyjnego tsunami. Dla przypomnienia kilka spośród kilkunastu wydarzeń: sprawa ks. Michała Czajkowskiego, proces ks. Mirosława Drozdka z Krzeptówek przeciwko „Tygodnikowi Podhalańskiemu”, niezliczone akty dramatu z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim i krakowską kurią w rolach głównych. „Tygodnik Powszechny” zawiesza współpracę z ks. Mieczysławem Malińskim. Episkopat ogłasza memoriał w sprawie współpracy niektórych duchownych z bezpieką i powołuje Kościelną Komisję Historyczną. Ks. Henryk Jankowski ujawnia nazwiska tych, którzy mieli na niego donosić, w tym ośmiu księży i bp. Wiesława Meringa z Włocławka. Bp Wiktor Skworc z Tarnowa każe opublikować raport historyków, którzy zbadali jego teczki. Nawet z wizyty Benedykta XVI w Polsce wielu dziennikarzom utkwił w pamięci przede wszystkim fragment przemówienia do duchownych zgromadzonych w katedrze św. Jana: „Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i w innych okolicznościach”. Stary rok finiszował, a nowy rozpoczął się pod znakiem lustracyjnego zamieszania wokół nowego metropolity warszawskiego. Tuż przed jego ingresem.
Tata na liście agentów
Niech o winie czy niewinności abp. Stanisława Wielgusa rozstrzygną kompetentni historycy. Nie warto również kierującym „Gazetą Polską” przypominać dziennikarskiego abecadła i tłumaczyć, że publikowane zarzuty, zwłaszcza tak ciężkie, należy poprzeć dowodami. Jednak przyszła pora na zasadnicze pytanie: o co w tym wszystkim chodzi? Bo ciężko ogarnąć zaistniały chaos.
Na nic dotychczasowa taktyka. Bo bywało, że w obliczu kryzysu Kościół zamykał się w twierdzy i miotał oskarżenia o antyklerykalizm.