Wybory parlamentarne na Słowacji w minioną sobotę odbyły się w cieniu najpotężniejszego w historii kraju skandalu korupcyjnego (czytaj – s. 65). Słowacka Unia Demokratyczna i Chrześcijańska (SDKU) – która ostatnio współtworzyła rządzącą koalicję, a wcześniej w latach 1998–2006 wprowadziła Słowację do UE i swoimi radykalnymi reformami zapewniła jej miano tygrysa Europy Środkowo-Wschodniej – poniosła w nich najbardziej spektakularną klęskę.
Od wybuchu skandalu w grudniu notowania SDKU spadły tak gwałtownie, że do końca nie było jasne, czy partia w ogóle wejdzie do parlamentu. Niekwestionowanym zwycięzcą wyborów okazali się lewicowi populiści z partii SMER, zgarniając blisko 45 proc. głosów. Na czele rządu znowu może stanąć kontrowersyjny lider partii Robert Fico, który rządził już w latach 2006–10 i dał się zapamiętać jako ludowy trybun, łączący antycygański i antywęgierski populizm z całkiem odpowiedzialną polityką gospodarczą.