Archiwum Polityki

Polityka i obyczaje

Filozof Dariusz Karłowicz ocenia dzisiejsze czasy: „Bezwolny, pozbawiony podmiotowości rząd unoszą wezbrane prądy europejskiej polityki, intelektualiści odkurzają Różę Luksemburg, znaczna część wspólnoty zapadła w polityczną drzemkę, a media zajmują się albo klaką, albo kloaką, albo opowiadaniem dyrdymałów o suwerenności, która się wzmocni tylko wtedy, gdy się osłabi”.

Każdy naród ma taki rząd, na jaki zasłużył” – twierdzi socjolog z Uniwersytetu w Toruniu prof. Andrzej Zybertowicz. I myśl tę kontynuuje: „o czym świadczy to, że Polacy dwa razy uczynili premierem człowieka, który swego czasu publicznie biadał, iż ma problem z polskością? Na to pytanie prawidłowa odpowiedź jest następująca: to my sami, środowiska obozu niepodległościowego, mamy poważny problem z polskością”. Wniosek jest prosty – prof. Andrzej Zybertowicz nie zamierza zostać premierem.

Kolejny uczony, prof. Zdzisław Krasnodębski z Uniwersytetu w Bremie, zajął się prezydentem i jego działalnością: „Jest to polityka prowadzona wbrew interesom narodowym i politycznym, a jedynie w obronie własnej władzy. Ta obrona polega tylko na tym, że należy się zgadzać z wersją rosyjską, bo ona jest najwygodniejsza. Taka jest logika tej władzy. To samo robił i mówił pan Komorowski, gdy jako marszałek Sejmu pełnił obowiązki prezydenta.(...) Nasze nieszczęście polega na tym, że oni wciąż rządzą i nie mają odwagi cywilnej, aby się wydostać z pułapki kłamstwa”.

Cokolwiek pisze Rafał A. Ziemkiewicz, wszystko krąży wokół redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Puenta felietonu o kolesiostwie panującym w rządzie jest taka: „Pod medialną kryszą michnikowszczyzny, straszącej Kaczyńskim i plotącej o drodze do Europy, zbiorowym wysiłkiem rządzącego cwaniaczka i jego świty oraz wszelkiego rodzaju sitw i kamaryl, z poparciem ościennych czarnych orłów, odbudowano w Polsce ten właśnie system. Jakby zapominając, że dla tak rządzonego państwa nawet papier toaletowy jest problemem nierozwiązywalnym”. Piękna fraza ukrywa tylko oskarżenie o kradzież rolki papieru?

Felietonista „Gazety Polskiej” Piotr Lisiewicz odkrył, którędy biegnie droga do kariery: „Zbigniew Grycan od lodów z »Zielonej Budki« był przez 11 lat zarejestrowany przez SB jako TW »Zbyszek«. Obecnie media lansują na celebrytki jego córki. Jako puszyste, ale radosne i pozbawione kompleksów »Grycanki«. Czy ich kariera jest równie przypadkowa jak Olejnik – córki esbeka, Owsiaka – syna milicjanta, Wojewódzkiego – syna prokuratora, itp.?”. Czy można więc wysnuć wniosek, że niezrobienie kariery przez Piotra Lisiewicza jest dobrym świadectwem lustracyjnym jego ojca?

Po raz drugi Madonna powoduje zamieszanie w Warszawie. Po koncercie, który miał miejsce 15 sierpnia 2009 r., czyli w święto Matki Boskiej Zielnej, i wzbudził protesty Komitetu Obrony Wiary i Tradycji Narodowych Pro Polonia, zapowiada kolejną wizytę w stolicy 1 sierpnia br. Koncert ma się odbyć na Stadionie Narodowym. Protestuje zaś ten sam Komitet wzmocniony przez Związek Powstańców Warszawy, którzy zastanawiają się, czy „może wystarczy list do pani Madonny z prośbą, by uszanowała nasze święto, uczciła powstanie minutą ciszy i być może zanuciła jakiś powstańczy czterowiersz?” – zastanawia się wiceprezes Związku Edmund Baranowski.

Lider Kabaretu Moralnego Niepokoju Robert Górski na pytanie „Playboya”: „Czy nadal uważasz, że baby są głupie?” – odpowiada tak: „Jak jeżdżę samochodem i rozglądam się, jak one jeżdżą, to… Nie tyle głupie co...”. A na pytanie „Jak poznałeś żonę?” zwięźle informuje: „Przy kiblu”. Po rozwinięciu będzie z tego kolejny tekst pełen moralnego niepokoju.

Zapomniany artysta Andrzej Rosiewicz przypomina o sobie nową piosenką: „Tak lata do córki/tak lata do żony/tak lata przez lata/wylatał miliony/Kiedy spłynie z obłoków,/zejdzie do nas na ziemię/nasz drogi, nasz drogi,/najdroższy nasz Premier”. Utwór piękny, tylko nieco spóźniony, ponieważ żona premiera zdążyła się przeprowadzić do Warszawy, zanim wysłuchała pieśni.

Były marszałek Sejmu Józef Oleksy broniąc funkcjonariuszy BOR przed atakami prokuratury wspomina czas, gdy jako premier pojechał do Moskwy i odwiedził świeżo otwarty polski kościół. Nie spodziewał się jednak, że podczas mszy ksiądz będzie zbierał na tacę. „Nie miałem ani grosza. Zapytałem szefa ochrony, czy ma pieniądze. – Nie mam – stwierdził. – To załatw, poprosiłem. I załatwił, nawet całkiem sporo”. I nie były to zapewne pieniądze polskich podatników.

Pociechę w religii znajduje detektyw bez licencji Krzysztof Rutkowski. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” mówi o swej narzeczonej, byłej zakonnicy: „Luiza czyta mi czasem wieczorem Biblię. To ma dla mnie duże znaczenie, to są ponadczasowe treści. Ktoś się może śmiać, ale ja zaczynam dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałem. W niedzielę, zanim pojechaliśmy na policję, poszliśmy do kościoła. To są dla mnie wielkie przeżycia”. Opowieść detektywa o kontaktach z prostytutką Justyną jest znacznie mniej uduchowiona.

Polityka 07.2012 (2846) z dnia 15.02.2012; Polityka i obyczaje; s. 106
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną