Na łamach „Rzeczpospolitej” profesor Zdzisław Krasnodębski próbuje opisać niepokojący stan, w jakim znajduje się znaczna część społeczeństwa polskiego. Zauważa przy tym słusznie, że są gdzieś „granice racjonalnego wyjaśniania” tego stanu, a co więcej, są również „zjawiska wymykające się wszelkiemu wyjaśnieniu”. Do smutnych zjawisk tego rodzaju prof. Krasnodębski zalicza np. używanie w mowie potocznej słowa „półtorej” zamiast słowa „półtora”. „Jak racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego nagle ludzie dotąd najzupełniej normalni zaczynają mówić »półtorej« zamiast »półtora«”, pyta. „To jakaś zbiorowa psychoza”, dodaje i przypomina, że kiedyś „nawet najgorszy pijaczek wiedział, że pije się i mówi »półtora litra«, a nie »półtorej litra«”.
Uwaga jest celna i pokazuje, że wśród Polaków dotąd najzupełniej normalnych (mimo że niestety pijących) w wyniku zbiorowej psychozy upowszechniły się szkodliwe nawyki słowne, co powoduje, że zachowują się nienormalnie. Co gorsza, gdy wchodzą oni z tym nawykami do sklepu, prosząc o zwyczajowe „półtorej litra”, są bez oporów obsługiwani. Nikt nie zwraca im uwagi na niewłaściwe słownictwo, co oznacza, że sprzedający nie tylko doskonale rozumieją ten wykoślawiony język, ale także go akceptują. Można się obawiać, że jak tak dalej pójdzie, w sklepach monopolowych pojawią się niedługo degeneraci, którzy zażądają „półtory litra” lub „półtorego litra” i pewnie także bez problemu go dostaną.
Atak poważnego uczonego na osoby pijące i kaleczące przy tym polską mowę mógłby dziwić, gdyby nie to, że od kaleczenia niedaleko już do wulgaryzmów. Dziś, powiada Krasnodębski, nawet licealistki klną jak szewcy, „także politycy na czele z premierem nie stronią od plugawego słowa”.
Wulgaryzmy, plugawe wyrażenia dotarły na nagłówki gazet, do felietonów i artykułów. „Tak jak nowomowa komunizmu, tak i ta skatologia III RP oddaje dokładnie stan, w jakim się znajduje Polska, i w czyich jest rękach” – zauważa gorzko profesor.
Czy z tych rąk uda się Polskę wyrwać? Nie jest tajemnicą, że od lat próbują to robić obrońcy czystej polskiej mowy znajdujący się choćby w szeregach PiS. Na razie im się nie udaje, nawet przy pomocy profesora Krasnodębskiego. Widocznie jeden profesor to za mało, ale gdyby było go półtorej, a najlepiej półtora, to kto wie.