Po konstytucji prawo wyborcze jest w zasadzie drugim filarem każdego państwa, zwłaszcza demokratycznego. Nasz kodeks wyborczy przyjęty w styczniu br. ma sporo wad wynikłych z prawniczego niechlujstwa i słabej analizy skutków jego przepisów. Do czasu obecnej kampanii wyborczej kodeks był już pięciokrotnie nowelizowany. Stwierdzono też niekonstytucyjność niektórych rozwiązań. Tocząca się kampania ujawnia kolejne mankamenty prawa wyborczego. Np. różne są wymagania dotyczące tzw. czytelności danych osobowych i podpisu obywatela w przypadku list poparcia rejestrującego się komitetu wyborczego oraz list poparcia kandydatów danego komitetu do Sejmu i Senatu. Spór na tym tle między Komitetem Wyborczym Nowy Ekran a PKW, na korzyść Nowego Ekranu, rozstrzygnął Sąd Najwyższy. W konsekwencji PKW dla Nowego Ekranu musiała zmienić kalendarz wyborczy, co zdaniem części prawników było niedopuszczalne. Kampania wyborcza ma kilka etapów: zgłoszenie powstania komitetu wyborczego, rejestracja komitetu już z listami poparcia, rejestracja list kandydatów z danego komitetu itd. Kodeks nie przewiduje natomiast przerwy pomiędzy jedną czynnością wyborczą a kolejną, na ostateczne rozstrzygnięcia odwołań komitetów.
Innym problemem są opóźnienia w rejestracji list kandydatów przez okręgowe komisje wyborcze, co najbardziej dotknęło Komitet Wyborczy Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego. W efekcie, choć do wyborów mamy jeszcze dwa tygodnie, Sąd Najwyższy, prezydent RP i prokurator generalny już otrzymali kilka solidnie udokumentowanych protestów, zarzucających PKW łamanie prawa wyborczego. Sąd Najwyższy będzie miał sporo zajęcia przy rozstrzyganiu kwestii ważności tegorocznych wyborów. Aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli po przegranych przez siebie wyborach argumenty zgłaszane dziś przez wyborczy plankton podzieli któraś z największych partii.