Polityka wlazła do szkoły – alarmuje „Gazeta Stołeczna”. Kiedy wysłannicy Palikota rozwieszali w jednej z podstawówek plakaty z hasłem „Nie lękaj się. Żądaj etyki dla swojego dziecka”…, „dzieci patrzyły na polityków jak na kosmitów”. Z kolei posłanka PO Joanna Fabisiak postanowiła poczytać w parku fragmenty „Plastusiowego pamiętnika”. „Wygląda na to – podsumowuje Wojciech Karpieszuk – że tegoroczna kampania będzie się toczyć wśród dzieci”.
Sławomir Sierakowski, szef „Krytyki Politycznej”, w „Polsce” o niedawnym transferze trzech polityków lewicy do Platformy: „To była najobrzydliwsza rzecz, jaką widziałem ostatnio w mediach. Skojarzyła mi się z łamaniem kręgosłupów opozycjonistom w stanie wojennym… Nie chcę z Sojuszu robić opozycjonistów ani upodabniać PO do autorów stanu wojennego. Ale przekabacanie polityków opozycji przez partię rządzącą, żeby ich potem wykorzystywać głównie do walki z ich byłymi partiami, jest niehonorowe”.
Józefa Hennelowa przekonuje w „Tygodniku Powszechnym”, iż nie jest wcale prawdą, że – jak powtarzają w telewizji – „cała Polska” czeka na debatę polityków: „nie potrzebują oni ani jazgotu wyrywających sobie słowa rozmówców w żadnym studio, ani targowiska frazesów bez pokrycia, ani tym bardziej upokarzającego widowiska, w którym przeciwnika jak wroga okłada się obelgami i kłamstwami”.
Poseł Joachim Brudziński (PiS) nie obraził się na kolegę partyjnego za wypowiedź o „zbaraniałych chłopach”. „Moi dziadkowie z obu stron byli rolnikami, a ja uczyłem się jeździć konno nie w stadninie pana Kraśki czy innego celebryty, ale wracając z pola – wyznał w „Rzeczpospolitej”. – I muszę panu powiedzieć, że nikt z mojej licznej rodziny na wsi nie poczuł się słowami Adama Hofmana obrażony”.