Od 1 września w całej Unii Europejskiej obowiązuje zakaz produkcji i sprzedaży 60- i 75-watowych żarówek. Ich miejsce mają zająć energooszczędne świetlówki. Wcześniej klienci mieli wybór: energochłonna, ale dużo tańsza i dająca przyjemniejsze światło żarówka, czy ekologiczna, trwalsza, ale dość droga świetlówka. Wielu kierowało się bardziej portfelem niż ochroną środowiska, więc unijni eksperci zdecydowali, że wybór należy zlikwidować. Podniosło się larum. Że energooszczędne świetlówki nie wszędzie się sprawdzają. Na przykład w publicznych toaletach, gdzie często zapala się i gasi światło, przepalają się równie szybko jak zwykłe żarówki. Że dają okropne, blade światło, co dla ludzi spędzających długie wieczory przy sztucznym świetle ma niemałe znaczenie. I wreszcie, że jeśli się zbiją, mogą być niebezpieczne dla zdrowia, bo zawierają trującą rtęć, a w związku z tym może być kłopot z ich utylizacją.
Szwedzi narzekają, że nie zorganizowano wcześniej publicznej debaty, w której rozpatrzono by wszystkie argumenty za i przeciw. A Niemcy, zamiast wycofać żarówki, przechrzcili je na „małe urządzenia grzewcze” i sprzedają dalej.