Anglii po zamieszkach, które wstrząsnęły krajem, grozi rychły brak miejsc w więzieniach, gdyż sędziowie w ciągu paru dni skazali prawie 800 osób za rozróby uliczne, napaść na policjantów, podpalenia i kradzieże. Analiza wyroków wykazała, że sędziowie do więzienia posyłali 70 proc. wszystkich podsądnych, podczas gdy – w spokojnych czasach – tylko 2 proc. z ławy oskarżonych ląduje za kratkami, a większość odchodzi z grzywną albo z nakazami prac potrzebnych gminie. Ponadto wyroki więzienia były dwukrotnie surowsze niż normalnie, w kilku wypadkach szokująco wysokie: 4 lata więzienia za same esemesy podżegające do buntu.
Część ekspertów oceniła, że sędziowie złamali „zasadę proporcjonalności”, która powinna przyświecać ich decyzjom. Taka „polityka zapełniania więzień” wcale nie przyczyni się do utrzymania porządku, ocenił znany prawnik i poseł liberalnych demokratów lord Carlile, przewodząc tej większości ekspertów, którzy wiedzą, że więzienia nikogo jeszcze nie naprowadziły na dobrą drogę. Co więcej, Carlile publicznie skrytykował premiera i ministrów za „sterowanie sądami”. Rząd i sądy powinny szanować zasadę podziału władz, a ministrowie nie powinni popisywać się przed wyborcami, wzywając do surowego karania: sędziowie sami wiedzą, co robić. Zresztą rząd i tak ma ogromny wpływ na wysokość kar, gdyż w Anglii i Walii od dawna działa Rada Wyrokowania, która okresowo publikuje dla sędziów szczegółowe instrukcje w sprawie wysokości wyroków za określone przestępstwa. Rząd ma największy wpływ na skład owej rady.