Nie pomogło obniżenie akcyzy na paliwa, cen nabiału ani obietnica przekazania państwowych gruntów pod budowę tanich mieszkań. Masowe protesty trwają w Izraelu trzeci weekend z rzędu. Blisko 250 tys. młodych Izraelczyków znów wyszło na ulice wielkich miast, blokując je namiotowymi obozowiskami symbolizującymi brak dachu nad głową.
Walka o zmianę priorytetów w wydatkach budżetu państwa połączyła tym razem obie strony sceny politycznej, stanowiąc rzeczywiste zagrożenie dla premiera Netanjahu. Zwłaszcza że nawet współtworząca koalicję religijna partia Szas opowiedziała się po stronie demonstrującej ulicy, żądając rewizji polityki mieszkaniowej. Teraz rząd ma usiąść do rozmów z przedstawicielami tego nowego ruchu. Jeśli zakończą się fiaskiem, oznaczać to będzie brak społecznego wsparcia w newralgicznym momencie, decydującym o przyszłości konfliktu bliskowschodniego, gdy Palestyńczycy ubiegać się będą w ONZ o międzynarodowe uznanie niepodległości. Z punktu widzenia Beniamina Netanjahu nic gorszego wydarzyć mu się nie może.