Archiwum Polityki

Historia jednego orderu

Sygnatariusz porozumień sierpniowych z 1980 r. i członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Józef Przybylski od kilku lat stanowczo odmawia przyjęcia Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski. A mimo to różni rangą przedstawiciele państwa polskiego na siłę próbują go tym orderem uszczęśliwić. Zaczął Lech Kaczyński, który pod koniec 2006 r. wydał postanowienie o jego nadaniu. Przybylski dostał tę informację na dwa dni przed wręczeniem, a że mieszka w Brukseli, to na uroczystość chciał oddelegować swoją córkę, bo za późno było na organizację lotu. – Kancelaria powiedziała mi, że dopóki żyję, to sam mam ten order odebrać, a córka może go odebrać dopiero po mojej śmierci – wspomina Przybylski. – Wtedy ten order przestał mieć dla mnie znaczenie i ogłosiłem publicznie w mediach, że go nie przyjmę. Prezydent Kaczyński nie dawał za wygraną i przekazał order do wojewody pomorskiego. Ten wysłał Przybylskiemu zaproszenie, ale na adres, pod którym nie mieszkał już od kilkudziesięciu lat. Order wrócił, tyle że już do kancelarii prezydenta Komorowskiego.

Ale do trzech razy sztuka, więc wysłano order do ambasadora w Brukseli Sławomira Czarlewskiego. – Wysłałem osobisty list do pana Józefa, którego przecież dobrze znam z czasów opozycji. Chciałbym się z nim spotkać i osobiście go przekonać – mówi ambasador. Kancelaria prezydenta Bronisława Komorowskiego poinformowała nas, że dopóki nie otrzyma od odznaczonego oficjalnego pisma, będzie się starała dostarczyć mu to wyróżnienie. – 26 czerwca wysłałem ambasadorowi pismo, że nie jestem zainteresowany orderem i zdania nie zmienię. Nie walczyłem o wolną Polskę dla orderów i nie są mi do niczego potrzebne – opowiada Przybylski.

Polityka 29.2011 (2816) z dnia 12.07.2011; Flesz. Kraj; s. 7
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną