Archiwum Polityki

Z Warszawy na Karaiby

Ambasador Wielkiej Brytanii Ric Todd żegna się z Polską

Z jakim zamiarem przyjeżdżał pan cztery lata temu do Warszawy?
Chciałem obalić pogląd panujący w Londynie, że Polska jest egzotyczna i skomplikowana. Przekonywałem władze brytyjskie, że choć wasz język jest trudny, a nazwiska nie do wymówienia, to Polska, jej polityka i sami politycy są europejscy.

Ktoś w to uwierzył?
Tak mi się wydaje. W brytyjskim MSZ traktują was dziś tak samo jak Francuzów, Finów czy Greków. Oczywiście masowa emigracja na Wyspy też się do tego przyczyniła. Z kolei w Warszawie próbowałem zmienić niektóre wasze wyobrażenia o postawie Wielkiej Brytanii wobec Polski podczas II wojny światowej, w szczególności o Churchillu. Na tym akurat poległem.

Czy to dlatego królowa zsyła pana na Wyspy Turks i Caicos?
Rzeczywiście wyjeżdżam na Karaiby, ale to raczej wyzwanie niż zesłanie. Jak pan wie, po Imperium Brytyjskim zostało nam 14 terytoriów zamorskich. Większość rządzi się sama, ale akurat na Turks i Caicos sprawujemy tymczasowo władzę bezpośrednią. Jako gubernator będę wykonywał te obowiązki w imieniu królowej.

Ile wysp liczy terytorium Turks i Caicos?
30, w tym sześć bezludnych. Łącznie mieszka tam 32 tys. ludzi.

Jaka jest najzabawniejsza rzecz, która przytrafiła się panu w Warszawie?
Ambasador musi być gotowy na wszystko. Wychodziłem niedawno z Radia ZET po wywiadzie na temat ślubu pary książęcej i podszedł do mnie Szymon Majewski w różowej marynarce. Mówi, że jest królem Polski, więc szybko odpowiadam, że jest w błędzie, bo król Polski nazywa się Bronek. Myślałem, że już po wszystkim, a wtedy on wyciągnął kołdrę z podobizną Williama i Kate, mówiąc, że to królewska kołdra na płodność. Jako ambasador Jej Królewskiej Mości nie mogłem rzecz jasna komentować kwestii płodności.

Ale polscy politycy też mają poczucie humoru. Waldemar Pawlak bywa bardzo zabawny, ale mój ulubiony żart pochodzi od Donalda Tuska. Po obiedzie przy Downing Street 10 spacerowaliśmy po St. James’s Park, kiedy wasz premier nagle się zatrzymał i zapatrzył w szarą wiewiórkę. Wyjaśniam po polsku, że kiedyś mieliśmy w Londynie czerwone wiewiórki, jak w warszawskich Łazienkach, ale szare je wygryzły. Tusk patrzy na mnie i mówi: „Panie ambasadorze, pierwszy raz jest mi przykro, że czerwoni przegrali”.

rozmawiał Wawrzyniec Smoczyński

Polityka 25.2011 (2812) z dnia 14.06.2011; Flesz. Świat; s. 10
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną