Cieszy fakt, że po czterech latach rządów PO obywatele nadal pokładają w Donaldzie Tusku jakieś nadzieje na przyszłość. Dowodem jest aż 16 841 wniosków, petycji i próśb, jakie w zeszłym roku wpłynęły od nich do Kancelarii Premiera.
Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, do żadnego premiera III RP naród nie zwracał się na piśmie częściej, co świadczy o tym, że Tusk jawi się jako osoba mająca szerokie znajomości i potrafiąca wiele załatwić. Próbując wykorzystać dobre kontakty premiera w Ministerstwie Infrastruktury czy Zdrowia, wiele osób prosi go o załatwienie mieszkania albo przynajmniej miejsca w szpitalu. Spora grupa liczy na przyznanie im przez Donalda Tuska renty, ewentualnie znalezienie jakiejś pracy (niektórzy dla ułatwienia sugerują, że mogłaby to być praca w jego Kancelarii). Piszą do niego dłużnicy, oczekując wstawiennictwa w negocjacjach z bankami, a niektórzy wprost proszą o pożyczkę. Wielu obywateli składa na jego ręce uwagi krytyczne, dotyczące działania sądów i organów ścigania, prosząc m.in., aby premier organy te zaczął ścigać, a jeśli zajdzie potrzeba – także karać.
Niestety pojawiają się również prośby, których nie tylko Donald Tusk, ale żaden urzędujący premier nie dałby rady spełnić. Chodzi tu np. o rozpaczliwe błagania, aby zrobił on coś z niektórymi swoimi ministrami, zwłaszcza z ministrem sprawiedliwości i ministrem infrastruktury.
Prośby te pokazują, że formułujące je osoby mocno przeceniają możliwości premiera. Nie ma przecież wątpliwości, że gdyby mógł on ministra infrastruktury odwołać, zrobiłby to dawno temu. Wiele wskazuje jednak na to, że jako premier rządu jest na to za krótki i że listy w tej sprawie należałoby kierować do jakiejś wyższej instancji. Jedyną właściwą instancją byłby tu sam minister infrastruktury, z tym że zdaniem ekspertów nawet on byłby prawdopodobnie za słaby na to, żeby samego siebie odwołać, gdyż jego pozycja w rządzie jest zbyt mocna.
Listy do premiera to lektura cenna, wskazująca na problemy i bolączki, z jakimi borykają się dziś ludzie w Polsce. „Rzeczpospolita” zauważa, że dla wielu piszących dużym problemem są np. „wygórowane wynagrodzenia osób zatrudnionych w telewizji”. Problem jest poważny, zważywszy że wielu widzów styka się z nim kilka razy dziennie, gdy włącza odbiornik. Oglądając niektóre seriale czy programy rozrywkowe, nie sposób nie myśleć o wygórowanych zarobkach osób, którzy je wymyślają i w nich występują. Trudno pogodzić się z bezczynnością premiera w sprawie zarobków pracowników telewizji. Redukując je, pokazałby się jako dobry gospodarz i przywrócił wiarę w sens reform. Listy obalają mit, że w społeczeństwie jest lęk przed reformami, i dowodzą, że społeczne przyzwolenie na reformy jest, nawet jeśli ich efektem miałaby być obniżka pensji niektórych osób.
Gdyby premierowi udało się zreformować zarobki w telewizji, jego wyborcy z pewnością łatwiej przełknęliby brak reform w innych sektorach oraz brak autostrad. Kto wie, może nawet pogodziliby się z istnieniem PKP w obecnym kształcie, co należałoby uznać za niekwestionowany sukces jego rządu.