Warszawski Mokotów to pod wieloma względami taka sama wieś (gmina) jak inne. Gdyby przeliczyć na głowę liczbę miejsc, w których da się sensownie spędzić czas (bez kin), chyba nie wyjdzie to dużo lepiej niż gdzie indziej. Wszędzie za to pełno jest szkół. Coś się w nich dzieje popołudniami, głównie jednak na boisku albo w sali gimnastycznej. Biblioteki są zamknięte, nauczyciele pracują na drugą zmianę na kursach maturalnych, udzielają korepetycji, niańczą dzieci lub wnuki, zasypiają przed telewizorem. Nie później niż z ostatnim dzwonkiem uciekają na wolność wszystkie dzieci. Pomysł więc, żeby otworzyć bibliotekę, zrobić czytelnię dostępną dla chętnych także spoza szkoły, tak jak się to już robi w przypadku szkolnych sal gimnastycznych czy siłowni, jest zupełnie banalny. Nie zawsze tylko wiadomo, jak to zrobić i czy ktokolwiek będzie chciał potem z tego korzystać.
Od niedawna w naszym liceum mamy dwie sale, w których zmieścić się może do stu osób. Jedna ma charakter bardziej teatralno-kinowy (nazywamy ją Audytorium Minimum), druga nazywać się będzie Czytelnią w Reytanie i ma być zwyczajną szkolną czytelnią, tyle że czynną także popołudniami i w soboty, i otwartą dla wszystkich, którym będzie po drodze, którzy chcieliby na chwilę usiąść, coś przeczytać, znaleźć coś w Internecie, napić się kawy, a zwłaszcza spokojnie popracować. Być może już niedługo uda nam się otworzyć naszą szkolną bibliotekę i przekształcić ją w bibliotekę publiczną. To jest możliwe. Skoro zależy nam na popularyzowaniu czytelnictwa, otwórzmy szkolne biblioteki. W naszej jest kilkadziesiąt tysięcy książek, które mogłyby przecież być wypożyczane także przez naszych sąsiadów z drugiej strony ulicy.
Ale przede wszystkim będą się tutaj odbywały zajęcia Szkoły Otwartej. Zaczynamy skromnie, od jednego cyklu wykładów, ale po wakacjach będą to przynajmniej cztery cykle poświęcone: sztukom pięknym, literaturze, teatrowi i kinu, naukom matematyczno-przyrodniczym oraz filozofii i życiu publicznemu. Słabym punktem w tych planach będzie zapewne frekwencja. Dwa lata temu na spotkaniach z okazji 20-lecia wyborów 4 VI 1989 r., mimo wybitnych i znakomicie przygotowanych wykładowców, mieliśmy na sali przeciętnie kilkanaście osób. Nie będziemy jednak z tego powodu rozpaczać, straci, kto nie przyjdzie, a na wszelki wypadek będziemy wykłady nagrywać (jeśli zgodzą się prelegenci) i udostępniać na naszej stronie internetowej.
W Reytanie życie pozalekcyjne toczy się od dawna. W najbliższym czasie wyprawiamy się kilka razy do Berlina: na Noc Oper i Teatrów, na „Czarodziejski flet” Mozarta i na koncert filharmoników berlińskich. Przyjmujemy grupę uczniów z Francji, bośmy sami niedawno u nich byli. Organizujemy sobie happening filozoficzny w Instytucie Filozofii UW, poświęcony fundamentalnemu pytaniu „Mieć czy być?”, w którym wezmą udział po stronie „być” skromni pracownicy nauki, po stronie „mieć” jedna z najbogatszych Polek – o ile oczywiście nie zechcą zamienić się stronami. Uczymy się rysunku i malarstwa pod okiem artystki, absolwentki warszawskiej ASP. Debatujemy nad zagadnieniami literatury i języka na seminariach polonistycznych, do udziału w których zapraszani są wybitni goście – ostatnio m.in. profesorowie Andrzej Markowski i Paweł Stępień z UW.
Naszym gościem był niedawno matematyk prof. Michał Szurek, z wykładem „Wyprawa w n-ty wymiar”, w najbliższym czasie o tym, „Jak stary jest Wszechświat?”, mówić będzie fizyk prof. Ernest Aleksy Bartnik, czekamy na wykład biologa prof. Macieja Garstki, który będzie mówić o „Fotosyntezie – nadziei energetyki”. I tak właściwie już do końca roku, co tydzień jeden albo dwa wykłady. To rodzaj całorocznego festiwalu nauki: chodzi o zaciekawianie nauką, zarówno jej wynikami, jak i możliwością jej uprawiania.
Seweryn Szatkowski