Silvio Berlusconi 6 kwietnia stanie przed sądem oskarżony o płatny seks z nieletnią i nadużycie władzy. Mimo ujawnienia kompromitujących go szczegółów poparcie Włochów dla występnego premiera i jego partii jest nadal wysokie. Gdyby teraz doszło do przyspieszonych wyborów, czego domaga się część opozycji, Berlusconi mógłby je znów wygrać. Socjologowie tłumaczą, że we Włoszech już 17 lat temu doszło do spersonalizowania polityki: głosuje się za albo przeciw Berlusconiemu. Skandale z udziałem premiera doprowadziły jedynie do zmiany kierunku moralnych wektorów. Teraz liberalna lewica moralizuje, a prawica, zawsze na straży tradycyjnych wartości, relatywizuje grzechy Berlusconiego. Sporo w tym winy lewicowej opozycji, która mimo serii porażek przy urnach nadal za najskuteczniejsze narzędzie walki politycznej uważa personalne ataki i demonizowanie Berlusconiego. Co więcej, ideowe i personalne kłótnie uniemożliwiają lewicy wypracowanie spójnego programu i wyłonienie silnego lidera.
Poza tym Włochom nie podoba się, że prokuratura, łamiąc święte w Italii tabu prywatności, podgląda premiera. Włoski wymiar sprawiedliwości ściga Berlusconiego z marnym skutkiem od 17 lat, nierzadko kontrowersyjnymi metodami. Stąd wielu Włochów jest przekonanych, że premier jest prześladowany. Jak wynika z sondaży, obecnie Berlusconiego może pokonać wyłącznie kuriozalna koalicja prawicowych dysydentów Gianfranco Finiego, socjaldemokratów, betonowych komunistów, anarchistów i ekologów, z której skuteczny rząd nie ma jak powstać. Dlatego tak wielu Włochów woli zatkać nos, przymknąć oczy i postawić na Berlusconiego.