Po tygodniu nalegań Irlandia zgodziła się przyjąć pakiet pomocy finansowej wart 90 mld euro. Dublin jest w pełni wypłacalny, ale tegoroczny deficyt budżetowy kraju skoczył do 32 proc. PKB po tym, jak rząd przejął zobowiązania największego banku AIB. To z kolei sprawiło, że inwestorzy zmienili ocenę ryzyka irlandzkich obligacji, przez co ich oprocentowanie zaczęło rosnąć, grożąc eksplozją długu publicznego i potencjalnym bankructwem. Dlatego Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy nalegały, by Irlandia przyjęła pomoc – również po to, by nie dopuścić do eskalacji podobnych obaw wokół Portugalii i Hiszpanii.
Wsparcie UE i MFW pozwoli Irlandii refinansować dług publiczny na normalnych warunkach, ale zmusi też kraj do drastycznych oszczędności. Rząd Briana Cowena zapowiedział już cięcia budżetowe na kwotę 15 mld euro w ciągu czterech lat (ok. 10 proc. PKB). W przeciwieństwie do Grecji, w Irlandii pomoc międzynarodowa jest głęboko niepopularna – część obywateli zarzuca premierowi poddanie suwerenności gospodarczej kraju i obawia się, że reszta Europy wymusi teraz podwyżkę niskiego podatku dla firm, który przez lata przyciągał na wyspę inwestycje zagraniczne. Przyjęcie pomocy może pociągnąć za sobą upadek niepopularnego rządu.
Polityka
48.2010
(2784) z dnia 27.11.2010;
Flesz. Świat;
s. 11