Pewnie! Przekonują dr Agnieszka Jankowiak-Maik, Babka od histy, i Boguś Janiszewski, autorzy antypodręcznika „Skąd się wzięła Polska?”. Znani i lubiani twórcy i edukatorzy proponują, żeby historii Polski uczyć, unikając patosu i narodowego narcyzmu, trzymać się tego, co z pewnością wiadomo, a resztę dopowiadać ostrożnie. Językiem, który dla młodych jest naturalny, zrozumiały i dowcipny.
Na czym skupiają się ludzie w szkole? Nie czarujmy się: na przetrwaniu. Ale można to przełamać – tu i teraz. Do zestawu narzędzi należą praktyki uważności, inaczej mindfulness – sposób podchodzenia do rzeczywistości, który w ostatnim czasie stał się modą, ale jedną z tych bardziej pozytywnych.
Jeśli jakiś nauczyciel sądzi, że uczy miernoty, to bardzo się myli. To raczej system podstaw programowych i metod ich realizowania próbuje zamienić uczniów w miernoty, a oni się nie dają.
Bullying to jedna z najbardziej szkodliwych form przemocy rówieśniczej, nie można go bagatelizować – ostrzega psycholożka dr Małgorzatą Wójcik.
Dziesięć lat temu Roman Herzog, były prezydent Niemiec, pomylił powstanie warszawskie z powstaniem w getcie warszawskim. Tygodnik „Stern” w tym roku powtórzył ten błąd. Co Niemcy wiedzą o historii II wojny światowej?
Tegoroczni maturzyści namawiali się wzajemnie za pośrednictwem Internetu do śmiałego eksperymentu: celowo zawalmy próbne egzaminy, udajmy matołów, to obniżą nam poziom właściwych maturalnych testów. Ze zmowy w końcu nic nie wyszło. Ale taka właśnie atmosfera panuje teraz w liceach: my kontra oni.
Polscy uczniowie nienawidzą szkoły: przodujemy pod tym względem w światowych rankingach. Ani państwowe, ani nawet prywatne szkoły ciągle nie mogą znaleźć sposobu, żeby dać się polubić.
Zdarza się, że do szkoły trafiają młodzi, energiczni zapaleńcy, zdawałoby się – ideał nauczyciela. Ale szybko tracą energię w stetryczałym organizmie szkoły. Odchodzą z żalem, ale i z ulgą, że nie zdążyli ugrzęznąć w rutynie.
W gminie Stoszowice, w ząbkowickim powiecie, samorządowcom zamarzyła się reforma oświaty, która wyrównywałaby szanse startu dzieci wiejskich z tymi z miasta. W zderzeniu z Kartą Nauczyciela, związkami zawodowymi nauczycieli, Dolnośląskim Kuratorium Oświaty i Ministerstwem Edukacji pierwsze podejście przegrali. Ale nie rezygnują.
Czy za rok nowa matura będzie przepustką na studia? Akurat!
Umiejętności językowe Polaków rozkładają się niepraktycznie. Po otwarciu unijnych granic do Londynu ruszyły pielgrzymki za pracą. Na miejscu okazało się, że jest zajęcie dla murarzy i malarzy, ale ci nie znają angielskiego. Natomiast humaniści, choć mocni w językach, poza pilnowaniem dzieci pracy nie znajdują – ani w Anglii, ani w kraju. Podobnie w państwowych urzędach: młodzi, którzy dobrze znają języki, zajmują niższe szczeble w hierarchii i mają małe szanse na kontakt z cudzoziemcami.
Stara matura odchodzi w niesławie: przecieki tematów, powtórka egzaminu w Opolu. Ale kłopot jest poważniejszy: nagminne ściąganie, podrabiane licencjaty, kupowane prace magisterskie, plagiaty nawet wśród uniwersyteckiej profesury, to w Polsce wciąż dowody raczej sprytu niż oszustwa.
Organizatorzy kursów dla pedagogów dobrze zarabiają. Szkoły na tym stracą.
Żegnamy właśnie stare matury. Od przyszłego roku obowiązywać będą nowe. Wydaje się jednak, że reforma oświaty wytraciła impet i utknęła. Szkoła zmienia się, ale dużo wolniej niż wymogi nowoczesnego społeczeństwa. W tym sensie ciągle oblewa swoją maturę.
Jeszcze w tym roku może trafić do polskich szkół ponad 300 mln euro przeznaczonych z funduszy Unii Europejskiej na komputeryzację. Czy nauczyciele potrafią to wykorzystać?
W ćwierć wieku po tragicznej rewolucji kulturalnej Chiny przeżywają prawdziwą rewolucję oświatową. 400 tys. Chińczyków studiuje za granicą, a pół miliona cudzoziemców studiuje w Chinach.
Supermarkety, w których nie można kupić wieprzowiny ani alkoholu, publiczne baseny z godzinami wyłącznie dla kobiet, pokoje do modlitwy na państwowych uniwersytetach? Francja, nie przyznając się do tego, krok po kroku porzuca ideały świeckości państwa, które od stu lat traktowała jako narodową świętość.
W zawodówkach uczy się ciągle prawie 17 proc. młodych Polaków. Znaczną część z nich szkoła ta już na starcie skazuje na gorszy los. Ta edukacja, zamiast dawać szanse i nadzieje, przytłacza i obciąża.
„Nie chce ci się, nie masz czasu, nie masz pomysłu? Masz nas!”– zapewniają autorzy witryn internetowych, oferując napisanie za pieniądze wypracowania na dowolny temat. W sieci trwają wielkie zakupy, co każe zapytać, czy zadawanie prac domowych ma jeszcze sens. Nauczyciele wydają się niczego nie zauważać.
Dla wielu nauczycieli uczniowie to „totalni debile”, dla młodzieży ich opiekunowie to często „kaci” i „oprawcy”. Jak świat światem uczniowie i ich wychowawcy stali po dwóch stronach barykady. Dzisiejsza szkoła przypomina jednak kocioł, w którym gotują się współczesne polskie konflikty i frustracje.
Dziecko to skarb, coraz częściej – bardzo dosłowny. Żywa inwestycja rodziców, którzy pamiętając własne siermiężne dzieciństwo i trudy dorabiania się w dorosłym życiu, dziś chcą, żeby ich potomek miał lepiej i łatwiej.
Fiskus zainteresował się dochodami szkół. Okazało się, że mało kto rozumie, cóż to za system szkolny mamy w Polsce: kto na jakich zasadach szkoły prowadzi, kto płaci podatki, a kto nie i dlaczego.
Z początkiem roku idziemy do szkoły trochę podokazywać. Po pierwsze nagradzamy tych, którzy łamią rutynę i banał szkolnych lekcji, czyli laureatów naszego konkursu – nauczycieli i uczniów mających niesztampowe spojrzenie na wychowanie obywatelskie. Po drugie – zamierzamy podpowiadać: otwieramy edukacyjny portal internetowy, gdzie znajdą się profesjonalne scenariusze zajęć inspirowanych naszymi publikacjami.