Recenzja wystawy: „Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego”
Na wystawie można więc zobaczyć sporo portretów. Niektóre zdradzają talenty satyryczne, inne – rozległość osobistych kontaktów.
Na wystawie można więc zobaczyć sporo portretów. Niektóre zdradzają talenty satyryczne, inne – rozległość osobistych kontaktów.
Twórcy trudno odmówić biegłości, nie poszukuje przy tym środków wyrazu, ale wypracował sobie własny, bardzo rozpoznawalny styl.
Mariupol i Bucza – dwa miasta-symbole okrucieństwa rosyjskiej armii, stały się motywami dwóch, otwartych niemal równocześnie, choć jakże różnych wystaw.
Po raz drugi szeroka publiczność może obejrzeć prace z kolekcji „m jak malarstwo”. Budowany przez mBank od 2020 r. zbiór młodej sztuki liczy już blisko setkę obiektów, a wspólny mianownik – szeroko rozumiany – sugeruje już tytuł.
Te prace nie są intelektualnie inspirujące, a emocjonalnie raczej nie przyspieszają bicia serca.
Kim Lee była najsłynniejszą warszawską drag queen, wykreowaną przez pochodzącego z Wietnamu Andy’ego Nguyena, który zamieszkał w stolicy w latach 90.
Dla wielu widzów odkryciem może okazać się Stasys jako autor prac zaangażowanych.
Tworzenie prywatnych galerii o niekomercyjnym charakterze jest dość drogim hobby i dlatego ciągle jeszcze należy w Polsce do rzadkości.
Postrzeganie wypełnionej w połowie szklanki pozostawiam widzom, samemu skłaniając się jednak do oceny, że szklanka w tym wypadku jest w połowie pusta.
Tytuł wystawy właściwie wszystko wyjaśnia: w związku z jubileuszem nagrody doświadczona kuratorka Dorota Monkiewicz postanowiła przyjrzeć się uważnie dokonywanym przez te trzy dekady wyborom.
Dawno nie miałem przyjemności obcowania z tyloma mało znanymi lub zgoła nieznanymi ciekawymi dziełami sztuki, które Banasiak wygrzebał z zakamarków zbiorowej niepamięci.
Najpierw nowa dyrekcja, później nowa siedziba i krakowska placówka przeżywa drugą młodość.
Dzieła młodego polskiego pokolenia oraz wystawy, które podzieliły widzów. I Witkacy na deser. Autorskie podsumowanie 2022 roku na rynku sztuki.
Dzieła artystki są z jednej strony efektowne, czytelne i estetycznie ujmujące, z drugiej – niebanalne, podejmują ważne społecznie wątki.
Dyrektorowi gorąco rekomenduję ideę mistrza modernizmu w architekturze Ludwiga Miesa van der Rohe, który głosił, że „mniej znaczy więcej”.
Bywają wystawy ważne, kontrowersyjne, przełomowe, imponujące itd. Ta jest – jakkolwiek staroświecko to zabrzmi – po prostu ładna.
To nie jest malarstwo, które zapisze się w historii sztuki, ale czy każdy musi zostać Picassem czy choćby Sasnalem?
Wystawa zahacza o jeden z najbardziej „gorących” tematów w sztuce XX w.: o to, gdzie przebiega granica między twórczością a codziennością, dziełem a produktem, materią artystyczną i użytkową.
Wystawa, choć dość pobieżna, to jednak ciekawa, bo daje ogólne pojęcie o tym, co i jak malują dziś ci, którzy mieliby zostać kiedyś następcami Modzelewskiego, Tarasewicza czy Bujnowskiego.
Przed miłośnikami sztuki współczesnej nadzwyczajna okazja, by zobaczyć całe artystyczne spektrum Wojciecha Fangora, jednego z klasyków XX w.