Recenzja wystawy: „Wajda”
Niezwykła, starannie pointowana dramaturgia ekspozycji, podkreśla skalę, rozmach i wielowymiarowość dzieł Wajdy.
Niezwykła, starannie pointowana dramaturgia ekspozycji, podkreśla skalę, rozmach i wielowymiarowość dzieł Wajdy.
Sama wystawa jest bardzo ciekawa, a kulisy jej powstania – wręcz fascynujące.
Artystka podąża ścieżką indywidualną i daje wiarę, że nawet wobec zjawisk, które nas przerastają i napawają lękiem, możemy nabrać zdrowego dystansu.
W tym radosnym świecie marionetek i pacynek dzieci będą czuły się świetnie.
Zanim brexit odetnie Wielką Brytanię od kontynentu, mamy jeszcze okazję na spotkanie bez barier z najnowszą sztuką zza kanału La Manche. I to na dwóch jednocześnie otwartych wystawach.
Tytuł wystawy nawiązuje do nowej siedziby BWA, mieszczącej się na antresoli dworca Wrocław Główny.
Przepiękne epitafium dla wielkiej, choć ostatecznie upadłej idei XX w., której na imię było „nowoczesność”.
Malarstwo Czwartosa to kontemplacyjno-erudycyjna odpowiedź na czasy, w których obie te ludzkie właściwości pozostają w zaniku.
Ta wystawa kojarzy mi się z reprezentacją Polski w piłce nożnej: mamy dobrych, a nawet świetnych zawodników, ale jako zespół kiepsko sobie radzą.
W swych pracach Rycharski nie przyjmuje roli obserwatora, analityka czy badacza, ale pozostaje emocjonalnie zaangażowanym uczestnikiem zdarzeń.
Warszawska ekspozycja jest bardzo skromna; wystawiono na niej zaledwie siedem dzieł.
Perspektywa wrażliwego uchodźcy szukającego (raczej bezskutecznie) swego miejsca w zachodniej cywilizacji oraz konfrontująca ową cywilizację z własną kulturą okazuje się wciągająca i niebanalna.
Jednym z ulubionych zajęć twórców międzywojnia było łączenie się w artystyczne grupy, wspólne organizowanie wystaw i wydawanie manifestów poświęconych temu, jak wyglądać ma przyszłość sztuki.
„»Niepodległe« podważają męskocentryczną wizję świata i historii”.
Gdy impreza startowała przed dziesięciu laty, była niczym więcej niż środowiskowym pokazem dokonań najzdolniejszych absolwentów ASP w Warszawie.
Bardzo rzadko zdarzają się wystawy będące tak bezpośrednią i szybką reakcją na wydarzenia dnia codziennego.
Artystyczny salon zwierciadeł, bynajmniej nie krzywych.
W często wyrażanej i raczej nieprzesadzonej opinii Galeria Krzysztofory stanowiła centrum artystycznego ducha awangardy w drugiej połowie XX w., nie tylko w Krakowie, ale i w Polsce.
Amerykanie stworzyli w sztuce nową wiarę – w ekspresjonizm abstrakcyjny, a jej papieżem obwołali Jacksona Pollocka.
Skarb średzki był już pokazywany w wielu krajach świata, czas na jego najpełniejszą krajową odsłonę.