Recenzja spektaklu: „Otello”, reż. Marek Weiss
Mimo wszelkich niekonsekwencji spektakl jest bardzo emocjonalny, a przyczynia się do tego znakomite prowadzenie muzyczne przez Tadeusza Kozłowskiego.
Mimo wszelkich niekonsekwencji spektakl jest bardzo emocjonalny, a przyczynia się do tego znakomite prowadzenie muzyczne przez Tadeusza Kozłowskiego.
Ze związku snu i faktu narodził się spektakl-oratorium, na sześciu aktorów performerów, szeleszczących, śpiewających i melorecytujących do wtóru dźwięków wydawanych przez instalację z miedzianych rur.
Reżyserka, słynąca z ostrych, rozliczeniowych i kontrowersyjnych spektakli, tym razem wzięła sobie do serca miejsce i czas premiery.
Opowieści Polaków o tym, w jaki sposób dowiadywali się o swoich żydowskich korzeniach.
W zestawieniu z prostą scenografią à la art deco i iście operetkowymi kostiumami spełnia swoje zadanie, solidnie poprowadzona przez Przemysława Fiugajskiego.
Kiedy najsłynniejszy monolog mamy już odfajkowany, okazuje się, że głównym tematem spektaklu, który wygląda jak próba do tegoż, jest aktorstwo.
Już od półwiecza do Szczecina zjeżdżają wiosną kameralne produkcje.
Bohaterowie to polska pracująca szlachta kresowa na powojennej tułaczej emigracji w Ameryce Południowej.
Cała ta mozaika perspektyw służy ilustracji dość banalnej myśli: że mord w domu Zarembów i sama Gorgonowa pozostaną tajemnicą, zagadką bez rozwiązania.
Sens całości staje się tak nieuchwytny jak prawdziwa osobowość Ripleya.
Pierwsza część spektaklu jest pobieżnym streszczeniem książki, druga, dopisana Żeromskiemu część, to wykaz błędów III RP.
przekrzywienie perspektywy odbiera przedstawieniu emocjonalną siłę i powoduje, że całość skręca w stronę rozbuchanej wizualnie zabawy.
Stawiane przez autora pytania o nasz stosunek do Ukrainy brzmią w świetle jej walki o niepodległość i przynależność do Zachodu ostrzej i brutalniej.
35 edycję Warszawskich Spotkań Teatralnych już dziś można ogłosić hitem.
Krótko mówiąc, Młynarski obowiązkowo. Absolutnie!
Wystawiony w 130 rocznicę urodzin Witkacego dramat z 1921 r. dowodzi, że sporo prawdy jest w stwierdzeniu, że nic nie starzeje się tak szybko jak awangarda.
Jeżeli tym spektaklem mieliśmy się pochwalić, to wybór nie był najszczęśliwszy.
Publika śpiewała, a nawet tańczyła razem z wykonawcami.
Oglądając, trudno się tego domyślić, ale reżyserskie objaśnienia głoszą, że całość opowiedzianej przez Czajkowskiego na podstawie Puszkina historii jest jedynie snem Tatiany.
Przywołując konwencje teatralne z czasów Szekspira, twórcy pokazują, że klasyczny teatr nie zawsze wyglądał tak samo.