Recenzja spektaklu: „Trzy siostry”, reż. Jędrzej Piaskowski
Lubelskie przedstawienie historii trzech wykształconych sióstr z rosyjskiej prowincji, które marzyły o przeprowadzce do Moskwy i prawdziwym życiu, ma narratorkę.
Lubelskie przedstawienie historii trzech wykształconych sióstr z rosyjskiej prowincji, które marzyły o przeprowadzce do Moskwy i prawdziwym życiu, ma narratorkę.
Cieplak przypomina późnemu Rymkiewiczowi i jego wyznawcom twórczość wczesnego Rymkiewicza, w której kpił z polskiego mesjanizmu, romantyzmu, kultu dworków, orłów i ułanów.
Anna Smolar jest urodzoną we Francji córką marcowych emigrantów, w jej spektaklu połączone zespoły Teatrów Polskiego i Żydowskiego odgrywają drugie pokolenie wcielające się w rodziców.
Cała – heroiczna – akcja Zadary i jego ekipy jest tyleż skierowana na odważną konfrontację z niechlubnym rozdziałem polskiej historii, co jest wyrazem troski o teraźniejszość.
Antysemityzm jak widać, dzięki polityce PiS, nawet bez Żydów ma się w naszym kraju świetnie. I szuka kolejnych wrogów.
To dzieło nie miało w Polsce szczęścia: wystawiono je w 1908 r. w Warszawie, a wznowiono tylko w skróconej wersji w latach 20.
Jakkolwiek realizatorzy i aktorzy by się starali, to swoim zapałem nie powiększą ciasnej sceny przy Litewskiej, która każdy musical skazuje na wersję „bieda”, „à la” czy „prawie”.
Choreografia warsztatowo jest poprawna i Jacek Tyski świetnie odnajduje się w szekspirowskim repertuarze.
W scenografii inspirowanej włoskim designem aktorzy – w kostiumach niczym od Versace – przyjmują pozy jak z filmów Felliniego, a dwugodzinny spektakl jest wyciągiem z czterotomowej kobiecej opowieści formacyjnej rozpoczynającej się w neapolitańskiej dzielnicy biedy.
Przedstawienie Tyszkiewicza nie należy do dzieł skomplikowanych, każących zgadywać, co autor miał na myśli, doszukiwać się kolejnych poziomów interpretacyjnych itd. Przeciwnie.
Nie brakuje w nowej produkcji Pożaru w Burdelu świetnych obserwacji coraz bardziej spektakularnie odrywającej się od ziemi polskiej rzeczywistości.
Z bólem patrzy się, jak aktorzy Starego walczą o spektakl i o swój teatr.
Garbaczewski wraca do tekstu datowanego na lata 384–372 p.n.e., w którym uczestnicy tytułowej uczty, mając – nie tylko w pamięci – trudy imprezy z poprzedniej nocy, postanawiają tym razem zamiast pijaństwu oddać się rozkoszy dysputy.
Spektakl o rewolucji w imię oczyszczenia moralnego, która przy zachęcie „suwerena” zmienia się w karnawał terroru i na koniec zjada własne dzieci.
Niby wszystko się tu zgadza, ale jednocześnie w spektaklu brak zaskoczeń, brak typowych dla duetu przewrotek i paradoksów, zmuszających widza do myślenia.
Pierwszą w tym sezonie premierę Polskiego Teatru Tańca należy zaliczyć do jednych z najciekawszych propozycji naszej sceny tańca współczesnego ostatnich lat.
Nawet znający powieść Dostojewskiego poczują się zagubieni.
Spektakl oddaje hołd tym, którzy nie doczekali się sprawiedliwości.
Brytyjska reżyserka teatralna i operowa, która przygotowała spektakl w koprodukcji Opery Narodowej z Festiwalem w Aix-en-Provence, zmieniła treść opery Debussy’ego opartej na symbolistycznym dramacie Maeterlincka.
Iwan Wyrypajew, reżyserując Czechowa w Teatrze Polskim, chce zadowolić każdą klientelę.