Recenzja spektaklu: „Proszę bardzo”, reż. Wiktor Rubin
Tomasz Nosinski, z lekkim makijażem, w charakterystycznych okularach i z papierosem, gra przekonująco.
Tomasz Nosinski, z lekkim makijażem, w charakterystycznych okularach i z papierosem, gra przekonująco.
Przeestetyzowany sceniczny zgiełk ogląda się z obojętnością i narastającym znużeniem, jak queerową soap-operę.
Czterogodzinny spektakl, choć wierny słowu dramatu, przypomina jego spłaszczony bryk.
To kolejny z wydłużającej się serii spektakli szukających w naszej historii analogii do współczesności.
„W oczach Zachodu” z 1911 r., mniej znana powieść Josepha Conrada, to rodzaj dialogu ze „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego, zachodnie spojrzenie na Rosję, jej duszę, rewolucje, histeryczność, religijność i kabotyństwo.
Czego w tym trzygodzinnym spektaklu nie ma! Początek oglądamy w foyer, środek na scenie, koniec na widowni.
Największe wrażenie wywiera niesamowita muzyka.
To debiut reżyserski znanego aktora w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.
Dobrą stroną tej realizacji jest nieinwazyjność; dzięki niej można lepiej skupić się na muzyce.
Strzępka i Demirski wiernie – na dobre i na złe – przenoszą na scenę warszawskiego Polskiego głośną powieść Szczepana Twardocha sprzed półtora roku.
Doskonała muzyka Samuela Barbera została skomponowana dla Marthy Graham w 1946 r. A temat dla baletu odkrył w 1763 r. Jean-Georges Noverre. I nadal jest wyzwaniem.
Pierwszy z prawdziwego zdarzenia musical twórców Pożaru w Burdelu, zrealizowany w ramach cyklu „Sto wskrzeszeń na 100-lecie Polski”, poprzez postać generała Józefa Bema pyta o polskich bohaterów, polską przeszłość, teraźniejszość, a nawet przyszłość (w finałowej scenie – zabawnej, zaskakującej i przekłuwającej narodowy balon).
Dużo tu dydaktyki, łagodzonej przez poczucie humoru Wyrypajewa, i tyle samo celnych uwag o naszej zachodniej, liberalnej cywilizacji ludzi niezależnych, samotnych i dryfujących w nieznane.
To prawdziwe odkrycie. Nie znaliśmy dotąd (z wyjątkiem jednego wystawienia w Poznaniu w latach 80.) tej mrocznej twarzy Prokofiewa.
Punktem wyjścia nowego spektaklu Borczucha i Śpiewaka były „Żaby”, „Ptaki” i „Chmury” Arystofanesa, komediopisarza tworzącego na przełomie V i IV w. p.n.e., w okresie schyłku demokracji ateńskiej, burzliwych czasach przemian.
Aktorstwo jest mocną stroną tego przedstawienia.
Teoretycznie to przedsięwzięcie skazane na sukces. Z dużą porcją muzyki zespołu Bee Gees dla miłośników lżejszej rozrywki i z opowieścią o społecznych barierach oraz dysfunkcyjnej rodzinie dla tych, którzy wolą coś poważniejszego.
Prawicowy populizm i ruchy tożsamościowe jako reakcja na korupcję i kryzys globalnego kapitalizmu.
Spektakl doprawiony jest absurdalnym poczuciem humoru i cyrkową estetyką.
Pomysł kuratora Tomasza Platy, żeby w roku czczenia 100-lecia niepodległości zrobić cykl minispektakli nie o przeszłości, tylko o przyszłości, jest i przewrotny, i świeży, i dowcipny.