Recenzja serialu: „Cały ten rap”, reż. Piotr Szubstarski
Pilny słuchacz rapu znajdzie tu dużo, także między wierszami.
Pilny słuchacz rapu znajdzie tu dużo, także między wierszami.
Serialowy debiut Natalie Portman.
Aktorzy wciąż są wspaniali. Gdyby tylko scenarzyści potrafili ich lepiej wykorzystać...
Kilka lat temu pełnometrażowy film o żywności, która nagle zyskuje świadomość i próbuje wyrwać się spod ludzkiej opresji, okazał się zaskakująco dużym przebojem.
Szalejący w ubiegłym roku w internecie mem „Jak często myślisz o Imperium Rzymskim?” najwyraźniej zrobił swoje.
Gdyby nie sukces „Squid Game”, być może nie byłoby „Aukcji”, a z pewnością nie zostałaby dostrzeżona poza Koreą.
Całość wydaje się pozbawiona emocjonalnej głębi, jednocześnie przeładowana pomysłami.
Rapman – który napisał scenariusz serialu i wyreżyserował trzy z sześciu odcinków – umiejętnie korzysta z superbohaterskich wzorców.
Komiksowa drużyna wyrzutków i antybohaterów z nieobliczalną Harley Quinn na czele dwukrotnie trafiała na wielkie ekrany.
Inspirowana powieścią Sandry Barnedy „Ziemia kobiet” reklamowana jest jako komediodramat z elementami kryminalnymi, ale bliżej jej do telenoweli.
Polak nie liczył się z kosztami, za bezcen oferował all inclusive, organizował bajeczne wycieczki i promocje, założył lokalne media, wprowadził nawet prywatną walutę.
W drugiej odsłonie prequela „Gry o tron” zapowiadana wojna domowa ma wejść w fazę kulminacyjną.
Nowe dzieło Davida E. Kelleya wpisuje się w trend serialowych wersji głośnych filmów sprzed lat.
Powieść Heather Morris „Tatuażysta z Auschwitz” okazała się żyłą złota i rozkręciła modę na romanse rozgrywające się w scenerii obozu koncentracyjnego.
W tle pojawiają się postacie gwiazd tamtych czasów, z Marleną Dietrich i Andym Warholem na czele.
Opowieści ze świata „Gwiezdnych wojen” nigdy nie unikały nieco poważniejszej – a przynajmniej mroczniejszej – tonacji, jednak zawsze dominował w nich przede wszystkim klimat wielkiej przygody.
Serial Abi Morgan to kolejny dowód na prawdziwość tezy, że nawet najlepsze intencje to za mało.
Całość idealnie spełnia definicję netflixowego średniaka.
Miała być willa w słonecznej Hiszpanii, a jest dom pod Warszawą z krytym basenem, bo na zewnątrz zima.
W „Mrocznej materii” jest materiał zarówno na porządny thriller z elementami fantastyki, jak i na filozoficzną dyskusję o zmiennych rządzących życiem i losem – pod warunkiem że nie mają państwo już dosyć opowieści rozgrywających się w równoległych/alternatywnych wszechświatach.