Recenzja płyty: Jack White, „No Name”
13 krótkich, zwartych, mocnych i melodyjnych kompozycji to rzecz najbliższa korzeniom twórczości White’a.
13 krótkich, zwartych, mocnych i melodyjnych kompozycji to rzecz najbliższa korzeniom twórczości White’a.
„Ja, kapitan” jest opowieścią, w której wsparcie, miłość, bezinteresowna pomoc, okazują się silniejsze niż przemoc i chciwość.
„Žaltys” jest podróżą sentymentalną, przywołującą wspomnienia z dzieciństwa, kiedy gitarzysta i kompozytor jeździł na Suwalszczyznę.
„WAWA” jest bardziej kuratorskim przedsięwzięciem Brodki, ułożonym w inteligentnie wymyślony program koncertu poświęconego miastu.
Zaledwie kilka miesięcy temu Donald Glover wypuścił „Atavista”, nową i dopracowaną wersję swojego pandemicznego albumu, a już przygotował kolejną płytę, zapowiadaną jako soundtrack do reżyserskiego debiutu artysty.
Jest to pierwsza płyta Mateusza Smoczyńskiego dla Warnera, na której występuje jako skrzypek i kompozytor.
Minęło 21 lat od śmierci „człowieka w czerni”, ale jego dyskografia poszerza się w takim tempie, że nietrudno znaleźć ironiczne komentarze w rodzaju „jakie to szczęście, że ciągle go mamy”.
Fantastyczna fuzja brzmieniowej lekkości.
Jej muzyka w sposób zupełnie dosłowny nie widzi granic – kojarzy się z przestrzenią natury, niczym nieograniczoną.
Od pół wieku świat nie bardzo interesuje się naszą sceną pop, do rockowej podchodzi z dystansem, polskiego rapu zapewne nie rozumie, za to jazz traktuje jako pewną markę.
Każdy z muzyków pokazuje, co umie najlepiej, a nad wszystkim góruje niepowtarzalne chropawe brzmienie trąbki lidera.
Sanah próbuje spinać ton gwary młodzieżowej i wpływ starej miłosnej liryki.
Cała płyta jest jak podróż po nastrojach, tematach i różnych historycznych doświadczeniach.
Przesłanie domagające się radykalnego zwrotu cywilizacyjnego rozwoju przekazane jest w muzycznej estetyce pogodnej i tanecznej, jak na lato.
Kariera Arooj Aftab wydaje się błędem w matriksie rynku muzycznego.
Nowa płyta Darii ze Śląska to właściwie kolejny krok na drodze wytyczonej przez jej poprzedni debiutancki album „Tu była”.
Polski raper Kamil Pivot błysnął kilka lat temu utworem „Mandarynki”, opowieścią o miłości odnalezionej na warszawskim Ursynowie, którą na płycie rozwinął – co rzadkie w tej branży – w historię familijną z dziećmi na pierwszym planie.
Główny bohater, któremu bardzo energetycznie towarzyszą orkiestra i chór, jest niestety nierówny.
Gibbons stworzyła zestaw śmiałych, ponadczasowych piosenek, nieodbierających nadziei, choć zarazem ściskających za gardło.
Ta płyta powstawała dwa lata. I nawet średnio wprawne ucho wychwyci aranżacyjną finezję, której osiągnięcie wymagało nie tylko talentu, ale i żmudnej studyjnej pracy.