Recenzja książki: Jarosław Kamiński, „Złodziej bólu”
Powieść Kamińskiego pokazuje, że mimo wszystko warto walczyć o siebie. Nawet jeśli trzeba czekać 30 lat.
Powieść Kamińskiego pokazuje, że mimo wszystko warto walczyć o siebie. Nawet jeśli trzeba czekać 30 lat.
Podróż w dzikie ostępy niemal zawsze musi skończyć się źle, nawet w epoce telefonów satelitarnych i podręczników surwiwalu.
Kiedy się czyta tę książkę, to tak jakby się czytało kilka książek naraz.
Jeśli druga powieść jest sprawdzianem z umiejętności, to Nathan Hill zdał go śpiewająco. A przygrywają mu rockowe kapele, które w latach 90. były niszowe, zanim trafiły pod strzechy i do MTV.
Kilka lat temu Quentin Tarantino w debiutanckiej powieści „Pewnego razu w Hollywood” brawurowo mieszał fikcję z faktami, podlewając fabułę ciekawostkami i ploteczkami z filmowego zaplecza.
Powieściowy debiut Marty Hermanowicz jest częściowo oparty na historii rodzinnej: wywózki na Sybir, tułaczki i powrotu do Polski, ale jest to historia opowiedziana w sposób niezwykły.
Wicha bezbłędnie potrafi przejść od szczegółu do ogółu, od anegdoty do złotej myśli, od refleksji projektanta ku celnym uwagom na temat współczesnego świata w ogóle.
Robert Macfarlane, brytyjski pisarz, podróżnik i pasjonat przyrody, tym razem zapragnął sprawdzić, czy we współczesnym świecie są jeszcze miejsca odludne.
Interesujące jest zamiłowanie polskich autorów kryminałów do rozmaitych urwisk, przepaści, wyrw i zapadlin. Umieszczają je w tytułach swoich książek i osadzają tam miejsca akcji. A wszystko dzieje się w Polsce, widać mocno poharatanej: dosłownie i w przenośni. Trudno z tym dyskutować.
Megan Nolan po swoim głośnym debiucie „Akty desperacji” urosła do rangi jednej z najważniejszych pisarek brytyjskich młodszego pokolenia.
‚Ta historia wydarzyła się naprawdę”, głosi dopisek na okładce i nie jest to hasło na wyrost.
Jest to książka, która będzie nam potem huczeć w głowach.
Dziewczynka, jak o niej mówią kobiety z celi, nie zna innej rzeczywistości niż ta za kratami.
Dziś, kiedy nazwisko Kaczyński kojarzy nam się jednoznacznie, niewielu osobom mówi coś w zestawieniu z imieniem Bogusław.
Literacki reportaż podróżny „Duchy Bałtyku” Paula Scratona, angielskiego pisarza mieszkającego od lat w Niemczech, ma swój początek na wyspie. Ale nie na wyspie bałtyckiej, tylko na berlińskiej Wyspie Muzeów.
Ryszard Ćwirlej nie uderza w Kościół, to raczej wymowna zaczepka.
Powstało coś w rodzaju coffee table book, bogato ilustrowanego albumu, który dobrze nadaje się na prezent, ładnie wygląda na stoliku, ale nie wprowadza mitu na nowe tory.
Miłośnicy Brunettiego i Wenecji będą jednak i tym razem zadowoleni: mamy tu zarówno koloryt lokalny z jego jakże aktualnymi zmianami, jak i przestępstwa na wielką skalę.
Kto by nie chciał ożywić własnych wspomnień, zwykle zniekształconych przez emocje i czas?
Kolejna książka noblistki Annie Ernaux potwierdza, że mamy do czynienia z literaturą bezkompromisową.