Recenzja filmu: „The Circle. Krąg”, reż. James Ponsoldt
Niewiele w tej ponurej przepowiedni zdrowego rozsądku.
Niewiele w tej ponurej przepowiedni zdrowego rozsądku.
Im częściej Terrence Malick staje za kamerą, tym większą konfuzję budzą jego filmy.
Historia bohatera, byłego Jamesa Bonda, nie pozwoli serialowi AMC wybić się ponad przeciętną telewizyjną rozrywkę.
Dumont stroi się w piórka bliskiego nam Gombrowicza, lecz nie do każdego trafi ten rodzaj teatralizacji i komiksowego humoru.
Ponad 140 arcyciekawych propozycji.
Naprawdę wciągająca, inteligentnie poprowadzona przez reżysera, krwawa jatka.
Film nie wywołuje empatii ani kontrowersji.
Serial ogląda się bez wielkich emocji.
Atutem filmu są surowe zdjęcia Pawła Chorzępy podkreślające dzikość i bezkres przestrzeni.
Przenikliwy, prowokujący dramat.
Obiecujący początek coraz śmielej rozpychającego się na europejskim rynku Polaka.
Warto obejrzeć ten film tylko dlatego, że jest zachwycający wizualnie.
Przyzwoicie skonstruowany, złożony z rozsypanych fragmentów kryminał.
Debiutująca reżyser potrafi w kilku zrelaksowanych scenach pokazać czystą radość w zbliżeniach twarzy głównej bohaterki.
Solidny horror. Ale z zastrzeżeniami.
Odkrycie, że pod elektryzującą, głośną fasadą oraz brudną walką o pieniądze kryją się delikatne, łatwe do zranienia emocje i niemożliwe do spełnienia marzenia, już takiego wrażenia nie robi.
Dalida była nieodrodnym dzieckiem epoki kontrkultury, a zarazem, jako kobieta, ofiarą własnych złudzeń.
To już druga przymiarka do filmu o zbrodni, która wstrząsnęła polskim wymiarem sprawiedliwości 10 lat temu.
Reżyser przykłada wagę do odtworzenia wizualnego klimatu klasyków z lat 70., thrillerów Alana J. Pakuli czy Sydneya Pollacka.
Wszystkie jego fotografie zasługują na uwagę, stanowią bowiem szczególną, subiektywną amerykańską kronikę XX w.