Recenzja filmu: „Winni”, reż. Gustav Möller
Minimalistyczny, trzymający w napięciu duński thriller, sfilmowany tylko we wnętrzu policyjnej centrali 112 i składający się tylko z prowadzonych przez pracującego tam policjanta rozmów telefonicznych.
Minimalistyczny, trzymający w napięciu duński thriller, sfilmowany tylko we wnętrzu policyjnej centrali 112 i składający się tylko z prowadzonych przez pracującego tam policjanta rozmów telefonicznych.
Gratka dla miłośników klasyki. Wydawnictwo Filmostrada przygotowało kolekcję 22 dawno niewznawianych, najciekawszych filmów radzieckich, wielokrotnie nagradzanych na międzynarodowych festiwalach.
Powstał smutny, dający do myślenia film o dramacie wyzwalającej się z kolonializmu Afryki, wciąż niemogącej spełnić swojego snu o zaprowadzeniu lepszego porządku społecznego.
Nic tu nie współgra, i trudno usprawiedliwić te prawie trzy godziny w kinie tylko tym, że 14-letni przyszły reżyser przed dekadami zachwycił się horrorem Argento i po latach zapragnął się podzielić swoimi uczuciami z widzami.
Mimo udziału Jerzego Stuhra i stylizacji na malarstwo Hoppera sytuacjom brakuje napięcia, a reżyserowi – odwagi omijania oczywistości.
W Armstronga wcielił się niepodobny do niego Ryan Gosling. Aktor nie lubi okazywać emocji, co tym razem działa szczególnie na korzyść granej przez niego postaci, przeżywającej dodatkowo traumę po stracie kilkuletniej córeczki.
Kameralna historia kryminalna jest napakowana niespodziewanymi zwrotami akcji i gwiazdami. Jeff Bridges walczy o kolejną oscarową nominację, Chris Hemsworth pokazuje, że ma więcej niż mięśnie, a głos Cynthii Erivo olśniewa i hipnotyzuje.
Noé, który do tej pory umiejętnie szokował, chce w tym filmie jakoś skomentować obecne nastroje społeczne.
Przerażającą scenę ulicznego linczu na ukraińskim żołnierzu Łoźnica nakręcił na podstawie wrzuconego do sieci filmiku z publicznej egzekucji, opierając się też częściowo na performansie Mariny Abramović.
Jak to u Koterskiego, mimo iż śmiać się nie przestajemy niemal do samego finału, wszystko jest niebywale smutne i podszyte straszliwym cierpieniem.
Erotyczne sceny są odważne, szczere i niespecjalnie delikatne.
Thriller kręcony przez kamerkę wideoczatu na laptopie. A także, w miarę rozwoju akcji, przez kamery przemysłowe, policyjne, ukryty sprzęt nagrywający czy nawet ten umieszczony w telewizyjnym helikopterze. Wszystko, byle nie kręcić zwykłą kamerą.
Czasami wszystko, czego potrzeba, to oryginalny pomysł. Na przykład horror, w którym giniesz, gdy wydajesz jakiś dźwięk.
Ponadtrzydziestoletni kosmiczny łowca dojrzał już do tego, by żartować z samego siebie. Nowy „Predator” to najpierw zwariowana komedia pomyłek i o pomyleńcach, a dopiero potem kino akcji SF.
W „Tajemnicach Silver Lake” roi się od popkulturowych odniesień, ale nie są one tylko barwnym ozdobnikiem mającym tworzyć – jak to w kinie rozrywkowym – nic nieznaczący, dowcipny kontekst umilający beztroską zabawę.
Poprawny, dość ciekawy debiut reżyserski.
Film wydaje się chwilami płaskim widowiskiem, ani na moment nie przestaje wzruszać i fascynować.
Goniąc za symbolami, twórcy gubią niestety możliwość zamknięcia tej opowieści w bardziej spójny i konkretny sposób.
Ambitna, choć niepozornie wyglądająca próba zdiagnozowania stanu umysłów młodych Francuzów w związku z ostatnimi zamachami terrorystycznymi.
Za porażkę odpowiada reżyser Kevin Connolly.