Recenzja filmu: „Pamiątki Claire Darling”, reż. Julie Bertuccelli
Filmowi nie pomaga harlequinowy pierwowzór, który posłużył za podstawę scenariusza.
Filmowi nie pomaga harlequinowy pierwowzór, który posłużył za podstawę scenariusza.
Klątwa większego budżetu znowu zebrała swoje żniwo.
Horror o owładniętym przez demona aparacie fotograficznym, który robi nieostre zdjęcia, a następnie przyczynia się do śmierci kilku amerykańskich nastolatków.
Kto wie, czy dokument Manskiego nie byłby ciekawszy, gdyby reżyser zdobył się na większą szczerość w stosunku do samego siebie.
Film z Jennifer Aniston i Adamem Sandlerem to wakacyjna, zupełnie niezobowiązująca komedia, która może przypaść do gustu miłośnikom klasycznych kryminałów spod znaku Agathy Christie czy Arthura Conan Doyle’a.
Obok historii jednej kobiety równocześnie możemy śledzić historie innych hiszpańskich rodzin i ich traumatycznego doświadczenia wojny domowej.
Są w tym filmie brawurowe akcje wysadzania linii wysokiego napięcia oraz sceny policyjnych pościgów z pomocą dronów i helikopterów.
Doprawdy trudno pojąć, dlaczego twórcy dramatu szpiegowskiego „Tajemnice Joan” nie trzymają się wiernie faktów, które same w sobie stanowią fantastyczny materiał na mocny film o zdradzie i okolicznościach przekazania Sowietom tajnych materiałów zawierających plany zbudowania broni atomowej.
Prosta opowiastka science fiction, pozbawiona spektakularnych efektów specjalnych i wiarygodnych konfliktów moralnych, kończy po 20 latach serię filmów o X-Menach.
Historia ludobójstwa rdzennych mieszkańców Prus Wschodnich pokazana z ich perspektywy bardziej wstrząsnęłaby sumieniami.
Ciąg zdarzeń, od których trudno się oderwać, nawet gdy stają się już absurdalnie nieprzyjemne i niewiarygodne.
To film zupełnie poprawny, bardzo podobny do oryginału i zachowujący jego elementy musicalowe.
Poruszane przez reżysera zagadnienia nie należą do łatwych.
To jednak nie fair, by nie zostawić nic do roboty aktorom, zrzucając pełną odpowiedzialność za powodzenie lub fiasko całej superprodukcji na żółtą wiewiórkę.
Trudno się dziwić, że Julianne Moore zgłosiła się do reżysera Sebastiána Lelio z propozycją nakręcenia amerykańskiej wersji jego chilijskiego filmu z 2013 r.
Choć w tym filmie James Hetfield z Metalliki debiutuje rolą policjanta, naprawdę wyróżnia się Zac Efron jako amerykański seryjny morderca.
Nowe dzieło Oliviera Assayasa („Personal Shopper”, „Sils Maria”) to nieco inny wariant niezbyt u nas docenionego dramatu „Co przynosi przyszłość” Mii Hansen-Løve.
Film Kevina Kolscha i Dennisa Widmyera, który odbiega od pierwotnej opowieści Kinga i oferuje też jej inne zakończenie, jest lepszy niż wersja z 1989 roku.
Relacja głównych bohaterów nie mogłaby się udać w realnym świecie, ale amerykańskie kino to jednak inna rzeczywistość, a efekt jest całkiem rozrywkowy.
Film, który momentami bardzo się dłuży, sprawnie jednak spina wszystkie poprzednie 21 obrazów Marvela. Zamyka pierwszy etap rozwoju imperium, sprawiając, że z podekscytowaniem czeka się na kolejne produkcje.