Recenzja filmu: „Dom nocny”, reż. David Bruckner
W horrorze trudno o większą i bardziej banalną kliszę niż nawiedzony dom, a jednak reżyser David Bruckner korzysta z niej całkiem umiejętnie.
W horrorze trudno o większą i bardziej banalną kliszę niż nawiedzony dom, a jednak reżyser David Bruckner korzysta z niej całkiem umiejętnie.
Wnioski, do których prowadzi fabuła, są oczywiste i w gruncie rzeczy banalne.
Postaci i wydarzenia są fikcyjne, lecz film inspirowany jest faktami – uprzedzają w napisach początkowych autorzy rosyjskiego „Czarnobyla 1986”, tłumacząc mętnie swoje intencje.
Po relatywnym sukcesie powtórki z legendarnego Woodstocku, zorganizowanej w roku 1994, pięć lat później odświeżono markę festiwalu po raz trzeci. I jak na razie ostatni, co świadczy o tym, że nie skończyło się najlepiej.
Drużyna złożona z obdarzonych nadludzkimi zdolnościami łotrów, socjopatów i zabójców musi uratować świat – w zamian za skrócenie wyroku czy inne więzienne przywileje.
Od horroru zrealizowanego przez Argentynkę Natalię Metę nie należy oczekiwać scen mrożących krew w żyłach.
Wielbiciele stylu Kolskiego odnajdą tu echa „Jasminum” czy „Serca, serduszka”.
Młodsza publiczność, spragniona widowiska, w którym dzieje się dużo i szybko, ma szansę na dobrą zabawę.
Trwający godzinę dokument sprawia wrażenie ledwie szkicu do portretu.
Cierpienie i ból związany z treningami, stres przed walką, lęk przed porażką, oddalenie od bliskich.
Jest w tym szaleństwie jakaś metoda na sportretowanie Tesli jako jednego z ojców nowoczesnego świata.
W 2051 r. ludzie przegrywają wojnę z krwiożerczymi obcymi, a jedynym ratunkiem jest ściągnięcie posiłków z przeszłości, zarówno wojskowych, jak i cywili.
Film brutalnie rozlicza Niemców z dziedzictwa kolonializmu.
Adaptacja komedii Cowarda jest zachowawcza i pozbawiona emocji.
Dysfunkcyjna rodzina z przemocą w tle, poczucie bycia ofiarą, łapanie równowagi w związku to ulubione tematy Maïwenn, 45-letniej francuskiej aktorki i reżyserki, chętnie czerpiącej inspirację z osobistych doświadczeń.
Spowity w mrokach psychoanalizy thriller inspirowany kryminałem Belgijki Amélie Nothomb.
„Miasto” jest propozycją dla widzów szukających nie tyle sensacji, ile kina z pogranicza filmowego eksperymentu i dokonań Davida Lyncha.
François Ozon czuje się jak ryba w wodzie w konwencji mieszającej elementy humorystyczne z poważnymi.
Bardzo kameralny, wyciszony dramat.
Gdzie przebiega granica wyobraźni i emocjonalnego kłamstwa?