Recenzja filmu: „Kobieta na dachu”, reż. Anna Jadowska
Dramat psychologiczny zrealizowany przez Annę Jadowską, opowiadany mocno ściszonym głosem, w istocie krzyczy i domaga się uznania racji „szarego człowieka”.
Dramat psychologiczny zrealizowany przez Annę Jadowską, opowiadany mocno ściszonym głosem, w istocie krzyczy i domaga się uznania racji „szarego człowieka”.
Trzeba artysty o olbrzymiej wrażliwości, by z tak dwuznacznym tematem nie skręcić albo w stronę groteski, albo w kierunku krwawego horroru.
Od ponad 30 lat mamy wolną Polskę, lecz w kwestii pomocy niepełnosprawnym od tego czasu zmieniło się bardzo niewiele.
Twórcom zabrakło albo inwencji, albo odwagi
W konkurencji „najbardziej zdekonstruowany gatunek filmowy” western wygrywa w cuglach.
Materiału do psychoanalitycznych interpretacji starczyłoby zapewne na wielogodzinny serial, ale i tak to, co udało się Brettowi Morgenowi zebrać, robi spore wrażenie.
Film oszczędza widzom drastycznych szczegółów molestowania i gwałtów.
Świetne, pełne niuansów role Lawrence i Briana Tyree Henry’ego wynoszą „Most” zdecydowanie ponad średnią.
Film ku pokrzepieniu serc, mocno zachowawczy, w którym najważniejsi są aktorzy.
Ten nieco zbyt długi film ogląda się jak najlepsze klipy Beyoncé czy Janelle Monáe – zresztą muzyka towarzyszy nam w tle niemal cały czas.
Smutna przypowieść o tracącym urodę świecie oraz o egzystencjalnej klęsce ludzi popełniających koszmarne błędy w relacjach ze swoimi bliskimi.
Walka dobra ze złem wygląda jak w podręczniku HiT Wojciecha Roszkowskiego.
Pełnokrwisty horror, podszyty wisielczym poczuciem humoru, z dobrymi rolami Piotra Żurawskiego i Olafa Lubaszenki.
Łatwo mu wytknąć niedostatek dramaturgii, ale jednocześnie nie sposób odmówić autentyzmu w rejestrowaniu podskórnych napięć straumatyzowanych ludzi i ich strachu.
Tytułowy sklep przypomina odrębną planetę, na której spotykają się sympatyczni kombinatorzy i ludzie skazani na zapomnienie.
Film łączy konwencję kryminału śledczego z wyrafinowaną, skupioną na grze pozorów przypowieścią.
„Baby Broker” to kolejny z filmów, w których japoński reżyser dekonstruuje samą ideę rodziny.
Lena Dunham robi to, co potrafi najlepiej, czyli opowiada o wchodzeniu w dorosłość – choć tym razem w dość nietypowej formie.
Uporczywie powracające w trakcie seansu skojarzenie z wojną wywołaną przez Rosję niestety doskonale podkreśla ponadczasowość przesłania jego filmu.
Tajemnica, brak dopowiedzeń są największą zaletą filmu, który w pełni zasługuje na miano wydarzenia artystycznego.