Thomas Cook Group to drugi pod względem wielkości koncern turystyczny Europy (pierwszym jest niemiecki TUI). Notowany na giełdzie londyńskiej, działa w 21 krajach, jest właścicielem linii lotniczych i wielu znanych turystycznych marek. Z jego usług korzysta 22,5 mln turystów rocznie, w tym także wielu Polaków. W lipcu koncern ogłosił, że spadek zainteresowania wyjazdami turystów do Egiptu i Tunezji – wywołany arabskimi rewolucjami – doprowadzi do zmniejszenia tegorocznych przychodów firmy o 60 mln funtów. Rynek zareagował na to nerwowo, akcje straciły na wartości aż 29 proc. Bo Egipt to podpora przemysłu turystycznego. Co roku miliony turystów ciągną pod piramidy i na plaże Morza Czerwonego. A dla firmy wywodzącej się od Thomasa Cooka – twórcy współczesnej turystyki – to miejsce szczególne. To on w połowie XIX w. odkrył dla nas Egipt i przekonał do uroków wakacyjnych podróży.
Skutki abstynencji
Współczesną turystykę zawdzięczamy... niepiciu alkoholu. Latem 1841 r. Thomas Cook, młody stolarz, a jednocześnie zapalony działacz kościelnego ruchu antyalkoholowego w Leicester, zgłosił niezwykły pomysł. Zaproponował, by kolejne spotkanie odbyć w odległym o kilkanaście mil Loughborough. Wszyscy chętni mieli się tam udać wspólnie specjalnie wynajętym pociągiem. Pomysł był zaskakujący, ale przyjęto go z aplauzem. Kolej była wówczas najnowszym osiągnięciem techniki, sama podróż stanowiła więc nie lada atrakcję, zwłaszcza dla osób niezamożnych, których nie stać było na bilet. Cenę wycieczki ustalono przystępną (szyling od osoby, dla dzieci zniżka), zgłosiło się ponad 500 osób. Nie wiedzieli, że siadając w otwartych wagonach pociągu do Loughborough, biorą udział w narodzinach nowej gałęzi gospodarki: przemysłu turystycznego. Dziś to światowa potęga. Obroty turystycznego biznesu szacowane są na 1,85 bln dol., czyli 2,8 proc. światowego PKB (w Polsce 30,7 mld zł, 2 proc. PKB). Prawie 9 proc. ludzi pracujących na świecie zatrudnienie zawdzięcza naszemu upodobaniu do podróżowania i wypoczynku (w Polsce 2 proc.). Według danych Światowej Organizacji Turystyki (UNWTO), w 2010 r. odbyto na świecie 935 mln podróży turystycznych. To ponad 6 proc. więcej niż rok wcześniej.
Powitanie z orkiestrą
Pomysł Cooka okazał się inspirujący, a sam autor dostrzegł w tym nie tylko sposób na odciąganie ludzi od alkoholu, ale i niezły biznes. Wkrótce zorganizował pierwszą, czysto komercyjną, wycieczkę do Liverpoolu. Już nie tylko dla klasy średniej niższej, ale i eleganckiego towarzystwa. Wiedząc, że zabiera wymagającą publiczność, przygotował się do debiutu bardzo starannie. W pakiecie była nie tylko podróż, ale i zakwaterowanie. Zadbał o wagony pierwszej klasy i o odpowiedni hotel w Liverpoolu, a także przygotował specjalny poradnik dla podróżnych, który dziś uznawany jest za pierwszy współczesny przewodnik turystyczny i przechowywany w archiwum firmy. Kilka lat później Cook woził już angielskich turystów do Szkocji, Walii, Irlandii, a niedługo potem jeszcze dalej, na kontynent, do Francji, Belgii, Niemiec, Włoch i Szwajcarii.
Pierwsze wycieczki witane były wystrzałami z armat i przy dźwiękach orkiestr dętych, bo stanowiły równie dużą atrakcję dla turystów, jak i mieszkańców odwiedzanych miast. Cook miał nosa do biznesu, dlatego organizował wycieczki nie tylko do miejsc turystycznie atrakcyjnych, ale także umożliwiał oglądanie aktualnych wydarzeń. Popularność dały mu tanie wycieczki na londyńską Wystawę Światową w 1851 r. Wymyślał też kolejne udogodnienia, z których do dziś korzysta biznes turystyczny: vouchery hotelowe (1868 r.), katalogi turystyczne (1858 r.) czy czeki podróżne (1874 r.).
Jednym z jego pierwszych odległych kierunków, który zyskał popularność, były wycieczki do Ziemi Świętej i Egiptu. Turyści zwiedzali zabytki faraonów, płynąc statkami po Nilu. Firma Cooka zadomowiła się tam szybko i do tego stopnia, że kiedy generał Gordon z brytyjskimi żołnierzami został oblężony przez powstańców Mahdiego w Chartumie (znamy ich z „W pustyni i w puszczy” Sienkiewicza), rząd jej królewskiej mości zwrócił się o pomoc w ewakuacji do przedsiębiorcy turystycznego. Ta wycieczka jednak się nie udała, bo zanim John Mason Cook (syn) dotarł na miejsce, Chartum został zdobyty, a generał zabity.
Egipt jest dziś ważnym elementem oferty przemysłu turystycznego. Pod względem ceny bezkonkurencyjny, przyciąga masowego turystę, zwłaszcza z Wielkiej Brytanii i Niemiec. To najliczniej reprezentowane nacje wśród klientów firm z Grupy Cooka (wśród akcjonariuszy koncernu nie ma już jednak potomków Thomasa). Dlatego niestabilna sytuacja w Północnej Afryce to taki dolegliwy problem dla branży turystycznej. Podobny do skutków wybuchu islandzkiego wulkanu rok wcześniej.
Także w Polsce spadła ochota na urlop pod piramidami, choć nie na wyjazdy zagraniczne. Tegoroczne polskie lato, jak na razie chłodne i deszczowe, rozczarowało wiele osób, które zdecydowały się na urlop w kraju. Dlatego pospiesznie zmieniają plany na dalszą część wakacji, w biurach podróży szukając atrakcyjnych i dostępnych jeszcze ofert. Największym popytem cieszy się tradycyjnie 3xS. Tak międzynarodowa branża turystyczna nazywa trzy podstawowe warunki stawiane przez klientów, którzy chcą poleniuchować w słońcu (sun), na piaszczystej plaży (sand), nad ciepłym morzem (sea).
– W tym roku notujemy kilkunastoprocentowy wzrost sprzedaży imprez turystycznych. Jesteśmy zaskoczeni, bo aż o 70 proc. wzrosła liczba klientów wybierających odległe miejsca wypoczynku. Największym zainteresowaniem cieszą się Dominikana, Kuba, Meksyk, ale prawdziwym przebojem jest Kenia. Wiele osób szuka także nowych wrażeń, np. na Malediwach, Mauritiusie, w Zanzibarze albo Panamie – wyjaśnia Magda Plutecka-Dydoń, rzecznik firmy Neckermann Polska.
Kaprysy bogaczy
Poszukiwanie nowych wrażeń, egzotycznych miejsc wartych odwiedzin jest jednym z motorów napędzających przemysł turystyczny. Wielkie biura obsługują masowy ruch turystyczny, oferując zunifikowane produkty. Równolegle działają dyskretnie biura dla najbogatszych. To wymagający klienci. Dla nich nawet pięciogwiazdkowy hotel all inclusive na Malediwach byłby obciachem.
Janusz Gałka czuje się jak 170 lat temu Thomas Cook. Jest polskim pionierem nietypowych usług turystycznych. Prowadzi biuro podróży Milesaway Travel, pierwsze w Polsce – jak zapewnia – typu slow travel. Pod tym tajemniczym pojęciem nie kryje się oferta wyjazdów wakacyjnych jakimś powolnym środkiem transportu. To – jak zapewnia prezes – styl życia i sposób wypoczynku preferowany przez ludzi najbogatszych, dla których wydanie kilkudziesięciu tysięcy na osobę, a jeśli trzeba, to i więcej, nie stanowi większego problemu. Ważne, by wypoczynek był na najwyższym poziomie.
– Zaczynamy zwykle od wizyty w domu klienta i rozmowy. Musimy się dowiedzieć, kim jest, jakie ma zainteresowania, pasje, jakie poglądy na życie i jak wykorzystuje czas wolny. Czy chce spędzić wakacje aktywnie czy spokojnie w jakimś luksusowym resorcie. Możliwości są nieograniczone. Możemy na przykład zaoferować flying safari – trzytygodniową lotniczą wyprawę nad Afryką z Kapsztadu do Kairu (40 tys. euro od osoby) – wyjaśnia prezes Gałka, który jest przygotowany na każdy kaprys klienta. Miał już takiego, który postanowił skoczyć na spadochronie na Mount Everest. Oczywiście nie sam, ale w tandemie z fachowym skoczkiem, i nie na sam czubek, tylko w masywie najwyższego szczytu. Stamtąd do hotelu zabrał go potem śmigłowiec. Tacy turyści czekają teraz z niecierpliwością na narodziny turystyki kosmicznej. Ekscentryczny brytyjski milioner Richard Branson, właściciel m.in. firmy turystycznej dla najbogatszych Virgin Travel, stworzył też firmę Virgin Galactic i zamierza wysyłać turystów w krótkie suborbitalne podróże kosmiczne. Oczywiście tylko takich, którzy gotowi będą zapłacić 200 tys. dol. za bilet. Chętnych nie brakuje, choć rozpoczęcie działalności komercyjnej wciąż się oddala.
Azja rusza w świat
Firma turystyczna skoncentrowana na dogadzaniu rozkapryszonym bogaczom wpisuje się jednak w pewien generalny trend rozwoju turystyki. Będzie nim indywidualizacja oferty. Do takiego wniosku doszli autorzy raportu „Turystyczna gorączka złota – 2020”, przygotowanego przez międzynarodową firmę doradczą Amadeus, która prognozuje rozwój branży turystycznej w najbliższych latach. Uważają oni, że Internet, który staje się coraz ważniejszym kanałem sprzedaży produktów przemysłu turystycznego, nie wyprze pracowników biur podróży. Ci jednak muszą się zmienić w menedżerów stylu życia, dbających o zaspokojenie wszelkich potrzeb podróżnych. Potrzeby i wymagania będą rosły także dlatego, że w podróże będą wybierać się coraz starsi klienci. Na rozwiniętych rynkach maleje znaczenie wielkich hoteli i oferty all inclusive. Coraz więcej osób wybiera opcje bed&breakfast, czyli miejsce w hotelu ze śniadaniem. Pozostałe posiłki jedzone są w indywidualnie wybranych restauracjach. W cenie są mniejsze obiekty hotelowe, a jeśli duże, to nie wieżowce, ale takie, które dają poczucie pewnej intymności.
Wśród innych ważnych zjawisk, z jakimi będziemy mieć do czynienia, eksperci wymieniają nadchodzącą rewolucję turystyczną w Azji. Wielkie kraje tego kontynentu, zwłaszcza Chiny i Indie, przestaną być tylko miejscem, do którego jeżdżą turyści z Europy i Ameryki Północnej, ale same zaczną eksportować swoich turystów w świat. Do 2020 r. na kraje Azji przypadać będzie jedna trzecia światowych wydatków na podróże (dziś 21 proc.). Te zmiany i wchodzenie na rynek nowych, licznych populacji, spragnionych dalekich podróży, widać już dziś. W 2010 r. największy wzrost wpływów z podróży zagranicznych zarejestrowano w Chinach (17 proc.), Rosji (26 proc.), Arabii Saudyjskiej (28 proc.) oraz Brazylii (52 proc.).
– Także Polska jest na ścieżce szybkiego rozwoju turystyki. Mamy jeszcze sporo do nadrobienia, bo udział Polaków w turystyce jest wciąż bardzo niski. W ciągu najbliższych lat czeka nas wzrost o 10 proc. rocznie – prognozuje Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki. Gorzej wyglądają perspektywy Polski jako miejsca, do którego mogliby przyjeżdżać zagraniczni turyści. Mamy krótki letni sezon wakacyjny, marną infrastrukturę, wciąż skromną bazę turystyczną. W międzynarodowym podziale turystycznego tortu możemy próbować szukać stref niszowych, ściągając do siebie np. kuracjuszy do uzdrowisk czy podglądaczy ptaków (tzw. birdwatchers) do parków narodowych. W każdym razie rynek 3xS jest dla nas zamknięty. Bo piasek wprawdzie mamy, ale ze słońcem i ciepłym morzem jest kłopot.