Wypalenie przejawia się najczęściej w postaci obniżenia efektywności i jakości wykonywanej pracy, brakiem satysfakcji lub wycofaniem się z dotychczasowej aktywności. Nierzadko przechodzi w depresję.
Nie wiadomo, ilu Polaków syndrom wypalenia zawodowego dotyczy, ale ich odsetek z pewnością jest niemały. Nie może być inaczej, skoro jego objawy ma prawie połowa pracujących Amerykanów. Takie są w każdym razie szacunki organizacji The American Institute of Stress, która wyliczyła, iż z tego powodu gospodarka USA traci rocznie aż 300 mld dol., na co składają się m.in. spadek wydajności, absencja pracowników, rosnąca rotacja kadr. U nas podobnych szacunków nikt nie robi. Ten ważny społecznie problem wciąż jest tematem tabu.
LENIWY PRACOHOLIK
Pracownicy, którzy czują się wypaleni, o tym nie mówią, bo się wstydzą i boją się o swoje miejsca pracy. Pracodawców jak dotychczas interesuje tylko jeden aspekt: czy osoba starająca się o posadę przejawia odpowiednio silną motywację.
Wypalenie zawodowe ma bardzo złożony obraz, na który składa się wiele symptomów. Jeśli lekarz nie spojrzy na człowieka całościowo, może skończyć się na przykład na bezcelowym przepisaniu antybiotyku. – Objawami wypalenia mogą być bezsenność lub bóle brzucha. Dolegliwościom somatycznym towarzyszy na ogół brak chęci do pracy, drażliwość, wszechogarniające poczucie zniechęcenia – wylicza Katarzyna Kloskowska-Kustosz z firmy konsultingowo-szkoleniowej 4 Business&People. – Człowiek wypalony czuje się rozczarowany swoimi dotychczasowymi osiągnięciami, często zachowuje się też tak, jakby stracił nagle talent i umiejętności. Gwałtownie obniża się jego poziom samooceny. Całą energię życiową pochłania praca, zaczyna brakować jej na inne sfery ludzkiej aktywności.
Zaobserwowanie wypalenia jest tym trudniejsze, że podobne symptomy występują w różnych jego fazach, zmienia się jedynie ich nasilenie. Zanim dojdzie do diagnozy, pacjent może być już na dobre wypalony.
Ewa Gontarczyk z firmy IMC Kariera, doradca zawodowy z 13-letnim doświadczeniem, mówi, że już po kilku minutach rozmowy wie, czy jej klient jest wypalony: – Taka osoba narzeka na swoją pracę lub wykonywany zawód. Mówi, że chciałaby zająć się zupełnie czymś innym. I co charakterystyczne, nie idą za tym konkretne pomysły na życie. Wynika z tego, iż ewentualna zmiana byłaby dla niej zbyt wielkim stresem i wymagałaby energii, której już w niej nie ma.
Zresztą to pracodawca zwykle prędzej rozstaje się z wypalonym pracownikiem, niż pracownik wpada na ten pomysł. Wypalony siłą rzeczy jest mniej efektywny, nie tryska pomysłami jak dawniej, dla klientów robi się opryskliwy. – Szefowie rzadko bywają wyrozumiali. Kiedy im tłumaczę, że ich pracownik po prostu się wypalił i trzeba mu jakoś pomóc, robią wielkie oczy. Dla nich jest on po prostu leniwy – ubolewa Gontarczyk.
Takiego wrażenia nie ma rodzina; wprost przeciwnie – małżonek wraca coraz później z pracy (ponieważ jest mniej efektywny, zostaje w robocie dłużej). Częściej zabiera robotę do domu. W niedzielę chce mieć święty spokój – zanurza się w Internecie, gapi się w telewizor, nie chce słyszeć o zaproszeniu gości, jest nieprzyjemny dla partnera i dzieci. Czyta wyłącznie książki mające związek z pracą. Trudno nawiązać z nim kontakt. Jeśli nie znajdzie w bliskich wparcia, to jego stan może się szybko pogorszyć, bo wypalony człowiek – jako się rzekło – łatwiej wpada w depresję.
ŁATWOPALNI
Jeszcze 20 lat temu syndrom wypalenia zawodowego wiązano tylko z niektórymi profesjami, które wymagały silnego zaangażowania emocjonalnego w sprawy innych ludzi, a więc miał dotyczyć nauczycieli, psychologów, pracowników socjalnych, duchownych, lekarzy, policjantów. Ale świat wokół nie stoi w miejscu – ciche, przytulne gabinety w wielu branżach zostały zastąpione przez hale, tak zwane open space (otwarte przestrzenie). Coraz częściej pracujemy w zespołach i bez przerwy jesteśmy z kimś w kontakcie, jeśli nie osobiście, to za pośrednictwem komórki. wypalić się więc może w zasadzie każdy: menedżer, księgowy, dziennikarz, copywriter w agencji reklamowej, ale i młody człowiek sprzedający hamburgery. To, czy pracownik się wypali, zależy od uwarunkowań zewnętrznych: charakteru wykonywanej pracy (na ile jest stresująca), jak traktowany jest przez pracodawcę (kultura korporacyjna).
Ale nie mniejsze znaczenie mają czynniki tkwiące w nim samym. To nie tylko tak zwana siła charakteru. Ważne jest, czego człowiek oczekuje od życia, czy stawia w nim wyraźne cele i postępuje tak, by je osiągnąć, czy też na odwrót: ma słabszą wolę i daje się nieść z prądem życia. (O tym, dlaczego jedni panują nad swoim życiem, a inni przybierają strategię bezwolnego korka na wodzie, pisaliśmy w „Pomocniku Psychologicznym” nr 2, POLITYKA 17).
Ludzie, którzy poświęcili się sprawie, a wykonywana praca dostarcza im mnóstwo osobistej satysfakcji, tak łatwo motywacji nie tracą. Wprost przeciwnie, czasami wpadają w pułapkę własnej ambicji lub zewnętrznej presji i gonią coraz szybciej, na złamanie karku. Nie mogą się wcale czuć bezpieczni, jeśli nie wypoczywają i nie dbają o siebie. – Spala ich stres, z czego na ogół nie zdają sobie sprawy. Stres i nadmiar obowiązków może spowodować, że stają się mniej efektywni. Wtedy pracują jeszcze więcej. Mogą chorować, a nawet przedwcześnie umrzeć, grozi im na przykład zawał – mówi Aleksander Teisseyre, psycholog i trener z Instytutu Psychoimmunologii IPSI (Instytut specjalizuje się w profilaktyce przeciążenia i wypalenia stresem; założycielem jest Wojciech Eichelberger).
Bywa, że tacy energiczni ludzie w pewnym momencie czują się wypaleni. A to może być tylko znużenie wynikające z długotrwałej, rutynowej, monotonnej pracy. Wystarczy, że pojawi się nowy projekt, ciekawy wyjazd służbowy i dawka adrenaliny stawia ich na nogi. W przypadku prawdziwego zawodowego wypalenia o podobnej mobilizacji nie ma mowy. Po co to robię, co z tego mam, ten wysiłek nie ma przecież sensu – powie naprawdę wypalony.
Syndrom wypalenia zatem to – można powiedzieć – choroba motywacji. Najbardziej narażone są nań osoby mniej zdeterminowane zawodowym powołaniem, a także ci, którzy są skłonni dużo z siebie dawać. Ci, dla których wybór zawodu był dużym dylematem, a decyzja była wynikiem kompromisu albo zbiegu okoliczności (perspektywa zdobycia pracy, presja rodziców), szybciej poczują efekty wypalenia. Praca, owszem, jest dla nich ważna, ale nie najważniejsza – bardziej liczą się uzyskane dzięki niej dochody. Bez nich trudno bowiem zaspokoić rosnące potrzeby rodziny, której dobro większość stawia na pierwszym miejscu.
Wypaleniu sprzyja brak asertywności. Szefowie doskonale wyczuwają, komu mogą wejść na głowę i dołożyć więcej obowiązków. Ludzie, którzy boją się utraty pracy, tyrają jak woły i coraz szybciej chodzą w kieracie.
Dewastujący efekt wypalenia rozciąga się na całość życia człowieka. – Traci on życiową równowagę, bez której nie można być szczęśliwym. Aby dobrze funkcjonować, człowiek nie może tylko dawać, musi też brać, korzystać z życia i regenerować siły – mówi Aleksander Teisseyre. Kiedy człowiek znajdzie się na ścieżce do wypalenia, bardzo trudno z niej zawrócić, dlatego zdaniem psychologów profilaktyka jest najważniejsza. Trzeba walczyć o życiową równowagę – nie wolno angażować wszystkich sił w jedną sferę życia. – Warto sobie wziąć do serca anglosaskie przysłowie mówiące o tym, że nie należy wkładać wszystkich jaj do jednego koszyka. Jeśli w rodzinie panują dobre relacje, przepracowany mąż znajdzie w żonie wsparcie. Dzięki niej uwierzy w siebie i na przykład zdecyduje się na mniej stresującą pracę – radzi Teisseyre.
Aby uniknąć wypalenia, bardzo ważna jest dyscyplina wewnętrzna. Dotyczy ona dbania o ciało, umysł, stan ducha. Nasze działania powinny być zgodne z naszymi wartościami. Dla wielu ludzi oparciem jest wiara w Boga, dla innych kanon wyznawanych wartości, którym starają się być wierni.
– Ważne, aby być uważnym, czyli starać się zarządzać świadomością. Nie należy koncentrować się na negatywnych myślach, bo te wywołują stres. Kiedy nie odkłoni się nam szef, możemy myśleć, że jest na nas wściekły. Ale można wytłumaczyć to sobie inaczej: że przełożony nas nie zauważył, gdyż był czymś zajęty. Zamiast rozpamiętywać porażki, skupiajmy się na tym, co się udało i co może się nam udać – mówi psycholog z IPSI.
NIE UCIEKAJ POD RYNNĘ
Osoby na wysokich stanowiskach mogą liczyć na wsparcie coachów – trenerów, których wynajmują pracodawcy, by nauczyli menedżerów pozytywnego myślenia i radzenia sobie ze stresem (o coachach pisaliśmy w „Pomocniku” nr 1, POLITYKA 47/06). Ich podwładni muszą sobie radzić sami, sięgając do poradników, szukając wsparcia u bliskich. Powinni pokonać wstyd i udać się do psychologa lub doradcy zawodowego, zanim nie będzie za późno. Bo człowiek naprawdę wypalony nie znajdzie w sobie dość energii, by zdobyć się na tak radykalny krok jak zmiana pracy. Trzeba to zrobić, gdy widzimy, że w dotychczasowym miejscu pracy nie ma szans na realizację życiowych planów. – Jeśli młoda kobieta chce urodzić, a potem wychować dzieci i zdaje sobie sprawę, że wymagania pracodawcy pozwalają co najwyżej na hodowlę rybek w akwarium, musi pracę zmienić – mówi Ewa Gontarczyk z IMC Kariera.
Kobietom w Polsce szczególnie trudno złapać życiowy balans. Z zarobków jednego małżonka ciężko utrzymać rodzinę. Kobiety chcą i muszą pracować. Ale ich pensje są zbyt małe, by mogły zatrudnić w domu sprzątaczkę. – Mają być piękne, dbać o dom męża, rodzić i wychować dzieci, rozwijać się i znajdywać czas na hobby. Chcąc temu wszystkiemu jednocześnie sprostać, łatwo się można wypalić – twierdzi Ewa Gontarczyk (patrz także rozmowa „Głuche bębny” na s. 4).
Zdaniem psychologów zmiana posady jest bezcelowa, jeśli jest tylko prostą ucieczką; łatwo wpaść z deszczu pod rynnę. Swój problem zabierzemy do nowego miejsca. Nie minie pół roku i znów zaczną się znane objawy: przeziębienia i brak chęci do roboty. – Jeśli wypalony nauczyciel zmieni szkołę, to niewiele mu to pomoże. W jego życiu musi zajść dużo większa zmiana – przekonuje Andrzej Szóstak, trener z katowickiej firmy szkoleniowej Exbis. – Warto pomyśleć o zawodach pokrewnych. Na przykład handlowiec może przejść do działu analiz – sugeruje Ewa Gontarczyk.
Utrzymujące się w Polsce przez 17 lat wysokie bezrobocie sprawiało, że mieliśmy rynek pracodawcy ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami: gdy pracownik się wypalał, zastępował go inny. Na szczęście miejsc pracy wreszcie zaczęło przybywać i pracobiorcy mogą przebierać w ofercie. Pracodawcy zostają zmuszeni do lepszego dbania o swoich ludzi.
Nie ma co się jednak łudzić – syndrom wypalenia zawodowego będzie wciąż poważnym społecznym problemem. Toteż ważne, by pracodawcy wprowadzili do swojego repertuaru w miejsce karania i zwalniania pracowników umiejętne ich motywowanie. To subtelne instrumentarium, bo jednych postawią na nogi nowe wyzwania, odpowiedzialność i samodzielność, innych – wyeksploatowanych długotrwałym stresem – czynności bardziej powtarzalne. Z punktu widzenia firmy to działanie opłacalne, choćby ze względu na koszty szkolenia i adaptacji nowego pracownika. Z punktu widzenia osoby wypalonej to czasem jedyna nadzieja, albowiem w pewnym wieku całkowita zmiana kwalifikacji zawodowych bywa po prostu niemożliwa.
Paweł Wrabec