Pięć miast - cztery polskie (Warszawa, Gdańsk, Poznań, Wrocław) i jedno ukraińskie, konkretnie Kijów, otrzymały zielone kartki od UEFA na organizację meczów Euro 2012. Finały piłkarskich mistrzostw Europy 2012 r. odbędą się zatem definitywnie w Polsce i na Ukrainie, a nie w Niemczech czy Włoszech, jak sugerowali czekający na nasze potknięcia. Dla nas to dobra wiadomość również z tego względu, że trzem ukraińskim miastom UEFA przedłużyła egzamin z gotowości organizacyjnej do końca listopada br. Charków, Donieck, Lwów, niezależnie od panującej na Ukrainie sytuacji gospodarczej i politycznej zyskały pół roku na spełnienie warunków akredytacji. I tego im życzymy. Niemniej w rezerwie ciągle pozostaje Kraków i Chorzów. Optymalny wariant Euro 2012 to 4 miasta polskie i 4 ukraińskie, ale może też ulec to zmianie na 6-2.
Dzisiejsza decyzja UEFA to wielki sukces Polski. Niemniej żal mi Krakowa, w którym przecież na przełomie XIX i XX wieku zaczęto grać w Polsce w piłkę nożną. Ale to dwa lata temu, kiedy startowaliśmy do boju o Euro 2012, ówczesny urząd ustalił taką, a nie inną kolejność miast. Kraków nie znalazł się w pierwszej czwórce z politycznych względów, gdyż lewicowy prezydent miasta Jacek Majchrowski nie zyskał poparcia PiS-owskiego rządu i został wyznaczony jako rezerwowe miejsce. Niech więc ówczesna minister sportu Elżbieta Jakubiak oraz poseł PiS Adam Hofman, którzy obciążają obecny rząd za porażkę Krakowa, nie leją krokodylich łez z przyczyny, którą sami spowodowali.