Społeczeństwo

Za pedała

Słynny wyrok "za pedała"

Ryszard Giersz z partnerem Tomkiem na moście w Wolinie. Fot. Cezary Aszkiełowicz/ Agencja Gazeta Ryszard Giersz z partnerem Tomkiem na moście w Wolinie. Fot. Cezary Aszkiełowicz/ Agencja Gazeta
Bezrobotna z Wolina ma zapłacić 15 tys. zł grzywny za obrażanie sąsiada słowem 'pedał'. I bardzo dobrze - mówią w miasteczku.

Rysiu, chodź na chwilkę – starsza pani powoli drepcze w stronę parkanu. – No i jak, bo telewizji nie oglądałam? – Wygraliśmy – odpowiada Rysio. – Ale mówią, żeś ty te pieniądze oddał? – dopytuje staruszka. – Jak dostanę, oddam na cel charytatywny, ale pewnie będzie jeszcze apelacja – tłumaczy Rysio. Starsza pani zaciera ręce. – A niech będzie. Przegra i sąd jej jeszcze więcej dowali – pociesza.

 

Ostatnio Ryszard Giersz nie może przejść spokojnie ulicami Wolina. Co chwila ktoś zaczepia, pozdrawia, podaje rękę.

– Gratuluję panu odwagi – to urzędniczka z magistratu. Wczoraj jakaś pani prosiła, żeby choć na moment wsiadł do jej samochodu i opowiedział o procesie. Do sklepu spożywczego w pobliskiej wsi, w którym pracuje jako sprzedawca, też ciągle ktoś zagląda, żeby pogratulować.

– Prezent jakiś, panie Rysiu, bym panu kupiła, ale emerytura dopiero piętnastego. To chociaż pastę do zębów panu przyniosłam. Z Niemiec dostałam – mówi pani Tala, stała klientka.

Tylko grupka nastolatków przy budce z kebabem, mijając Rysia, rzuca: pedał. Ale to ci sami co zawsze, i jakoś tak ciszej, półgębkiem.

W dzień ogłoszenia wyroku w Wolinie wrzało – opowiada pan Władysław, miejscowy taksówkarz. – Tu się wszyscy znają i wszyscy tego chłopaka lubią. Grzeczny, ułożony, można z nim pogadać, a ona jest skłócona z połową miasteczka. Poza tym to jego sprawa, jak żyje. Dorosły jest.

A 24-letni Ryszard Giersz jest w szoku. Gdy sprawa trafiła do mediów i zrobił się coming out na całą Polskę, bał się wychodzić z domu; pobiją, zbluzgają. Sprawdzał, czy na murach nie pojawią się jakieś napisy. A tu tyle tolerancji, i to w małym miasteczku.

Pawlakowi z Kargulem poszło o miedzę, ale o co poszło Annie Sz. z rodziną Gierszów, nikt już dokładnie nie pamięta. Mieszkają po przeciwnych stronach ulicy, stale widzą się z okien. Kiedyś żyli dobrze, od paru lat jest wojna.

Kiedy Anna Sz. mówi o rodzinie Gierszów, podnosi głos i wyrzuca słowa jak z karabinu maszynowego: – To jest patologiczna rodzina, nienadająca się do współżycia społecznego. To oni mnie wyzywają, wygrażają mi. Pisałam, gdzie mogłam, ale żadna instancja nie daje mi wiary. Sprawy sądowe im zakładałam. Ile? Już nie pamiętam. Dzielnicowego wzywałam, aż w końcu przestał przychodzić. Zażalenie na niego już napisane. Kuratora im nasłałam, bo tam dzieci głodne chodzą już na trzeci dzień po wypłacie, to też go jakoś urobili. Prosiłam burmistrza, głośno, z płaczem, żeby ich eksmitować. I by ich pewnie eksmitował, ale się mediów przestraszył. Jak ta sprawa się skończy, to i za pana burmistrza się wezmę.

TO słowo 

Według Anny Sz. wyrok był z góry przesądzony. Choćby fakt, że sędzia zabroniła jej używać w zeznaniach TEGO słowa.Wszyscy mogą, a ja nie. To jak mam mówić? – pyta. – Zresztą ja tak nie mówię i nigdy nie mówiłam. Mnie ich orientacje nie interesują. Ja tego tak nie zostawię. Ja mam w komórce pełno redaktorów – pokazuje kolejne numery na ekranie telefonu. Żadnych 15 tys. płacić nie będzie. Nie pracuje, to skąd ma wziąć. Kraść przecież nie pójdzie. – To ja jestem ofiarą. Będzie apelacja, a jak zajdzie potrzeba, to się o Ministerstwo Sprawiedliwości oprze. Za wcześnie się cieszą. Po wyroku taką balangę urządzili, że na całej ulicy było wesoło.

Ryszard tłumaczy, że prosto z sądu pojechał do pracy. Planował wypić lampkę szampana z rodziną czy jakieś piwo, ale wrócił z roboty koło północy i padł. Zresztą dostał z tego wszystkiego gorączki.

Są z Tomkiem razem czwarty rok. Poznali się w Szczecinie, potem obaj wyjechali na saksy do Walii. Ryszard sprzątał w hotelu, Tomek pracował na zmywaku. Wrócili na prośbę mamy Ryszarda. Lepiej, żeby rodzina była razem, a jak chce mieszkać z Tomkiem, to mogą u niej.

Domyślałam się, że mój syn jest inny, już jak miał 14 lat, ale czekałam cierpliwie, aż sam mi to powie – wspomina. – Wiedziałam, że muszę to zaakceptować. Przecież to moje dziecko. Trochę się bałam, jak to będzie, gdy wprowadzi się z partnerem, ale oni żyją zgodniej niż większość małżeństw, które znam.

Z dużego pokoju, w którym mieszka z dwójką młodszych dzieci i wnuczką, wydzielili mały pokoik. Tyle, żeby zmieścił się tapczan, szafa i telewizor. Pomalowali na róż i brąz, wymienili okna.

Z tym telewizorem też była awantura, bo jak Anna Sz. zobaczyła, że niesiemy do domu plazmę, zaczęła krzyczeć, żeśmy ukradli, a ona może to zaświadczyć w sądzie – opowiada Tomek. To on w rodzinie ma największy posłuch u dzieci. Pomaga im w lekcjach. Jak ma czas, bo pracuje jako kierowca w hurtowni mrożonek. Teraz, w sezonie lodowym, oznacza to jazdę od 5 rano do 19 wieczorem. Ryszard po sklepie ma parę godzin przerwy i potem do północy stoi za barem. Gdy wraca z pracy, Tomek już śpi. Mają dla siebie tylko niedziele.

Nie wiem, czemu ta kobieta tak nas nienawidzi, ale czasem myślę, że to może zazdrość, że u nas wszyscy mają pracę, a ona bezrobotna bez prawa do zasiłku – zastanawia się Tomek.

Kiedy wrócili z Walii, wojna zaczęła się na dobre. Tam przyzwyczaili się do innej atmosfery, geje chodzą po ulicach za rękę i nikogo to nie dziwi ani nie szokuje. Zresztą wcześniej w Polsce też nie doświadczali żadnych szykan. Ryszard mieszkał kiedyś nawet w Szczecinie jako sublokator trzech skinheadów. Wiedzieli o nim i nic. Nawet dostał kiedyś od nich w prezencie białego królika o imieniu Franek. Tu w Wolinie, broń Boże, nie próbowali chodzić za rękę. Tomka oficjalnie przedstawiono jako kuzyna. A i tak, co wychodzili z domu, Anna Sz. komentowała: pedały idą, pewnie do lasu się pieprzyć. Starali się udawać, że nie słyszą, raz wezwali policję. Wtedy Anna Sz. wykrzyczała w twarz małej siostrzenicy Ryszarda, że ten jej pedał policję nasyła. Nerwy im się skończyły, kiedy znajoma sprzedawczyni powtórzyła, co Anna Sz. wygaduje w sklepie, że pedał sobie z Anglii przywiózł pedała do ruchania. Ryszard się popłakał, a Tomek powiedział: dość.

Nie można wiecznie dawać się bezkarnie znieważać. My nic złego nie robimy, żyjemy uczciwie i nikt nie będzie nas za to opluwać – mówi. W procesie był świadkiem, tak jak mama Ryszarda i kilkoro sąsiadów. Na ich korzyść zeznawał też dzielnicowy.

Ani słowa 

Wszyscy kłamią – twierdzi Anna Sz. – W sądzie napadli na mnie jak sępy na padlinę. Skazali mnie za plotkę, powtarzaną przez sklepową. A moja znajoma, która była wtedy w sklepie, na własne uszy słyszała, że nic takiego nie mówiłam. To jej nie dano wiary.

Ekspedientka, która świadczyła na korzyść Ryszarda, już nie pracuje w osiedlowym sklepie. Anna Sz. tak jej dała popalić, że sama zrezygnowała. Zrobiła sobie przerwę, żeby odpocząć. Tomek i Ryszard też by chętnie odpoczęli. Może we wrześniu uda im się wyrwać na parę dni do Lubeki, do siostry Tomka. Ta sprawa kosztowała ich mnóstwo nerwów. Ryszard schudł 7 kg. Tomek chyba jeszcze więcej, a choruje na serce. Ale warto było. „Każdy ma prawo do ochrony swojej godności i życia prywatnego. Ma prawo do normalnego życia w społeczeństwie i tego, by nie wytykać mu jego orientacji. Słowo pedał jest określeniem obraźliwym” – gdy Ryszard usłyszał to na sali sądowej, znowu się popłakał. Tym razem Tomek też miał łzy w oczach.

Nie zostaliśmy odrzuceni jako obywatele drugiej kategorii. I to poszło na całą Polskę – mówi.

Po niektórych forach internetowych rozszedł się lament: To czysty Orwell! To może spotkać każdego z nas, kto następny? Były wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski oświadczył, że po tym wyroku żyjemy już w innej Polsce. „Trzeba będzie zapamiętać, że słowo pedał to pojęcie obraźliwe dla kogoś, kto jest pederastą, ciotą, zboczeńcem czy sodomitą” – napisał na blogu. A rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski dodał, że w Polsce nie ma obowiązku bycia homofilem i że żaden sąd nie może nikomu nakazać, by polubił homoseksualistów.

Ryszard trochę się zdziwił, że pięciotysięczny, prowincjonalny Wolin zareagował na werdykt sądu lepiej niż politycy. I że rzecznik Kochanowski chyba nie zna Anny Sz., skoro myśli, że jakikolwiek sąd mógłby ją zmusić, żeby Ryszarda polubiła. Ale faktycznie, na jego widok już nie mówi ani słowa. Tylko śmieje się szyderczo.

 

Polityka 33.2009 (2718) z dnia 15.08.2009; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Za pedała"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ile tak naprawdę zarabiają pisarze? „Anonimowego Szweda łatwiej sprzedać niż Polaka”

Żeby żyć w Polsce z pisania, pisarz i pisarka muszą być jak gwiazdy rocka. Zaistnieć, ruszyć w trasę, ściągać tłumy. Nie zaszkodzi stypendium. Albo etat.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
13.12.2024
Reklama