Książki

Wieszcz w chaszczach

Recenzja książki: György Spiró, Mesjasze

'Mesjasze' György Spiró pokazują, że warto przewietrzać polskie mity

Nareszcie mamy wielką powieść o polskiej duszy romantycznej, zrodzonej z traumy klęski i mistycznego zadufania, że swym cierpieniem zbawiamy Europę, a nawet świat. Na 800 stronach „Mesjaszy” György Spiró przenicowuje psychogramy sekty sfrustrowanych wychodźców po powstaniu listopadowym, którzy uwierzyli wileńskiemu kauzyperdzie Andrzejowi Towiańskiemu, że jest on nowym wcieleniem Chrystusa, a oni jego apostołami. Całe szczęście, że autorem tego szyderczego zapisu naszej pourazowej psychozy nie jest Niemiec, Rosjanin lub Francuz, lecz Węgier...

Jakkolwiek także Węgrowi już ćwierć wieku temu mieliśmy za złe, że nazbyt ostro potraktował naszych bohaterów. Jego powieść „Iksowie” o Wojciechu Bogusławskim i naszej klassie umysłowej epoki stanisławowskiej nie ukazała się wówczas po polsku, ale na wszelki wypadek wywołała święte oburzenie, a Spiró otrzymał zakaz korzystania z polskich archiwów.

Także „Mesjasze” mogą obruszyć strażników narodowych świętości. Spiró zagląda naszym wieszczom nie tylko w zabazgrane notatki. Podsłuchuje także ich rozmowy, a nawet myśli. I co najgorsze, zagląda pod kołdrę. U Słowackiego nic tam się nie działo, poza samozaspokojeniem. U Mickiewicza natomiast – dużo i barwnie. W końcu towiańczycy, jak większość sekt na tym świecie, mieli również własny porządek erotycznego dziobania. A piękna Ksawera była ich seksualną muzą i nagrodą. Węgierski polonista nie przeoczył żadnego detalu. A te, które czas rozwiał – sam sobie dośpiewał.

Jałowy bieg, najwyższe obroty

Na lekturę „Mesjaszy” trzeba się nastroić. To nie jest historyczna klechda ku pokrzepieniu serc o dziarskich rębajłach sprzed 300 lat, lecz zapis zbiorowego wyobcowania z rzeczywistości.

Polityka 30.2009 (2715) z dnia 25.07.2009; Kultura; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Wieszcz w chaszczach"
Reklama