Anna Nowicka, grafik komputerowy, poleciała do Egiptu już po rewolucji, 9 kwietnia. Od kilku lat stara się tam jeździć przynajmniej raz albo dwa razy w roku. Na tydzień, żeby ponurkować. Przeloty, transfery i pobyt all inclusive w pięciogwiazdkowym hotelu w Marsa Alam (200 km na południe od Hurghady) kosztował niespełna 1500 zł. – Było fantastycznie – opowiada Nowicka. – Pusto, cicho, bez czekania na łodzie, których wynajęcie było tańsze o kilka euro niż w październiku. Hotele wypełnione w 15 może 20 proc., bo prawie nie było Niemców, Skandynawów i Rosjan. Anglików i Włochów, miłośników nurkowania, też było mniej niż zwykle. – Znajomi z bazy nurkowej dowiedzieli się o rozruchach w Kairze dopiero w marcu, gdy polecieli do Polski – mówi Nowicka.
Nic się nie dzieje
To, co cieszy panią Annę, niekoniecznie cieszy touroperatorów. Bo to już trzeci trudny rok dla biur podróży zajmujących się turystyką wyjazdową. Najpierw była erupcja wulkanu na Islandii, która paraliżowała ruch lotniczy przez kilkanaście dni. Potem strajki i niepokoje w Grecji. W Polsce przez rok, z niewielkimi przerwami, telewizje pokazywały symulację katastrofy smoleńskiej i zdjęcia szczątków samolotu prezydenckiego. To działało na wyobraźnię – również potencjalnych turystów. Mieliśmy też trzy fale powodziowe i wiele osób musiało wstrzymać się z rezerwacjami. Na dodatek we wrześniu 2010 r. upadł Orbis Travel, biuro cieszące się dotąd bodaj największym zaufaniem rodaków i zagranicznych kontrahentów.
W grudniu wydawało się, że zła passa została przełamana. W wyniku światowego kryzysu gospodarczego ceny zagranicznych pobytów malały, a nas ten kryzys dotykał w mniejszym stopniu niż inne kraje. Wyjazdów do Egiptu nie powstrzymały nawet medialne doniesienia o rekinach ludojadach grasujących w Morzu Czerwonym na wysokości Sharm el-Sheikh.
Jednak w lutym br. najpierw wybuchła rewolucja w Tunezji, potem w Egipcie.
Biura podróży wiedziały od swoich rezydentów, że w miejscowościach turystycznych jest spokojnie i bezpiecznie. Jednak polskie MSZ przestrzegało przed przestępczością pospolitą, doradzało nie przyłączać się do demonstracji, nie opuszczać terenów hotelowych, a najlepiej – jeśli ktoś nie musi – nie wyjeżdżać. Większość biur zawiesiła więc loty. Na trzy, cztery tygodnie. Ale oznaczało to potężne straty. Bo pobyty już opłacone, a klienci, którzy nie polecieli, domagali się zwrotu pieniędzy. Biura proponowały nowe terminy albo nowe kierunki wyjazdów.
Doniesienia medialne i migawki telewizyjne z Egiptu musiały na tyle zaniepokoić władze tego kraju, że ambasada w Warszawie, pod koniec marca, zaprosiła do Sharm el-Sheikh grupę kilkunastu polskich dziennikarzy i celebrytów. Podczas tygodniowego wyjazdu grupa poruszała się bez eskorty policyjnej po półwyspie Synaj. Bez zakłóceń odbyły się plenerowe sesje dla magazynów mody, zwiedzanie, przejażdżki na wielbłądach czy wizyta w wiosce beduińskiej – zapewnia Ahmed Shokry, radca ds. turystyki ambasady Egiptu. Relacje z akcji „Egipt – bezpieczny wypoczynek” nie odbiły się jednak szerokim echem w mediach. „Nic się nie dzieje” – nie jest dobrą informacją medialną.
Decydują ceny
Od kilku lat Egipt jest najpopularniejszym celem wakacyjnych podróży Polaków. Co roku spędza tam jedno- lub dwutygodniowe wakacje 550–600 tys. rodaków. To oznacza, że co trzeci, czwarty klient biur podróży planujący zagraniczne urlopy wybiera właśnie ten kierunek. Decydują: całoroczne lato, ciepłe morze, egzotyka, zabytki starożytnego Egiptu, a przede wszystkim ceny.
Różne firmy oferują tygodniowy pobyt w Egipcie w maju (przeloty, trzygwiazdkowe hotele, 2 posiłki, transfery) już od 900 zł. – Najwyraźniej ktoś sprzedaje imprezy poniżej kosztów – twierdzi Piotr Zawistowski, prezes BP Triada. – A wiadomo, czym to się kończy: plajtą.
Prezes Zawistowski ocenia, że w tym roku, w związku z wydarzeniami w Północnej Afryce, na wczasy zagraniczne wyjedzie mniej o 5–10 proc. Polaków. Z Triadą o ok. 10 proc. więcej niż w ub.r. Bo biuro już przed rokiem rozszerzyło ofertę wyjazdów do Grecji, Turcji, Hiszpanii i Włoch.
Tegoroczny sezon to raj dla turystów wyjeżdżających do Egiptu. Ceny o 15–20 proc. niższe, bez tłoku, bo większość Skandynawów i Niemców nie przyjedzie. I bezpiecznie; w miejscowościach turystycznych nic niepokojącego się nie dzieje, bo tam wszyscy żyją z turystyki.
Opolska Itaka, potentat na rynku, przygotował na ten rok wyjazdy dla 450 tys. klientów. Z tego niespełna 10 proc. do Egiptu. Zawieszenie lotów w lutym i marcu sprawiło, że nie wyjechało tam 15–20 tys. turystów. – Większość wybrała w zastępstwie, za dopłatą, Turcję, wyspy greckie, Hiszpanię – twierdzi Piotr Henicz z zarządu Itaki. – Od kwietnia prawie nikt nie zrezygnował, bo my, Polacy, się nie boimy. U nas decydują ceny.
W trudniejszej sytuacji są biura, które specjalizują się w organizacji wyjazdów do Afryki Północnej. Egipt to ponad 60 proc. całej oferty Alfa Star. W 2010 r. biuro wysłało tam na wakacje 120 tys. rodaków i jest największym operatorem na tym kierunku. – W 2011 r. wyjedzie z nami do Egiptu 85 tys. osób – ocenia Artur Altman z Alfa Star. – Od kwietnia sprzedaż odbywa się na bieżąco.
Według Altmana ceny wyjazdów do Egiptu i Tunezji znacząco nie spadły. Tydzień pobytu w lipcu i sierpniu kosztuje 2–2,7 tys. zł.
Z Exim Tours (biuro jest częścią czeskiego Eximu, z kapitałem egipskim) dwa tygodnie pobytu w Egipcie, w hotelu czterogwiazdkowym, w czerwcu kosztują od 1900 zł, w lipcu i sierpniu o ok. 1 tys. zł więcej. To w pokojach dwuosobowych. Singiel musi zapłacić o ok. 30 proc. więcej. – Dzisiaj, od rana, w ciągu trzech godzin prawie trzysta osób zarezerwowało u nas wakacje w Egipcie – spogląda w monitor komputera Piotr Czorniej, dyrektor działu marketingu, PR i technologii Exim Tours. Gorzej może być z odbudową wyjazdów do Tunezji. Niedawno Lotfi Mani, szef tunezyjskiego urzędu ds. turystyki, oświadczył, że Tunezja „nie będzie obniżać cen, bo to byłaby obraza rewolucji” (cytujemy za „Rynkiem turystycznym” nr 4).
Na maj i czerwiec 80 proc. klientów wykupuje pobyty tygodniowe. Na sierpień odwrotnie, tygodniówki rezerwuje 20 proc. turystów.
Większość szefów biur podróży codziennie rano z niepokojem włącza telewizor. W pracy na części ekranu komputera śledzą najświeższe doniesienia na portalach informacyjnych. Czy gdzieś znowu nie zaroiło się na ulicach? Czy nie spadł gdzieś w Europie samolot? Jak rośnie zadłużenie Portugalii? Co po trzęsieniu ziemi w Hiszpanii? Mówili coś o zamieszkach w Maroku. Grecja chce wyjść ze strefy euro. Prezydent tego kraju zaprzecza. Ale może coś w tym jest? Czy jeszcze bardziej zdrożeje ropa? – Gdy coś się dzieje, wszyscy zaczynają się bać – mówi Czorniej.
Boomu nie będzie
Sezon rozpoczął się źle. Podrożało nie tylko paliwo na stacjach benzynowych, ale i lotnicze. Podrożały czartery, transfery, wycieczki. W Polsce wzrósł od 1 stycznia 2011 r. VAT, rośnie inflacja. – Cała oferta jest droższa o ok. 20 proc. – twierdzi Józef Ratajski, wiceprezes Polskiej Izby Turystyki. – 10–15 proc. tych, którzy rok, pół roku temu planowali zagraniczne wakacje, zostanie w Polsce. Nie będzie boomu.
Ilu rodaków wyjeżdża na urlop za granicę? Jak podaje Instytut Turystyki w 2010 r. wyjechało z Polski w celach turystycznych 6,5 mln osób. Tyle że wedle oficjalnej definicji turystą jest ten, kto spędził poza Polską co najmniej jedną noc. Jest więc nim i rodak wyjeżdżający do Niemiec po używany samochód, i wracający do pracy w Anglii po odwiedzinach w kraju itd. Z danych biur podróży wynika natomiast, że w 2010 r. korzystając z ich usług wyjechało na wakacje lub wycieczki zagraniczne 1,8 mln Polaków.
Można też tworzyć turystyczną statystykę badając zakwaterowanie w hotelach, apartamentach i na kempingach w danym kraju. Tak postępują narodowe odpowiedniki naszego GUS i to właśnie na podstawie takich danych ułożyliśmy ranking popularnych krajów, do których rodacy jeżdżą na letni wypoczynek (patrz tabela na s. 72).
Na pierwszym miejscu – jak się rzekło – jest Egipt. Jednak podczas wakacji, od czerwca po wrzesień, będzie nas najwięcej w Hiszpanii, Chorwacji, Turcji, Grecji i Bułgarii. Dane z Grecji, Izraela i Portugalii pokazują, że część wczasowiczów jest czuła na doniesienia medialne o kryzysie, niepokojach granicznych czy sytuacji gospodarczej kraju, do którego planują pojechać.
Chętniej niż przez kilka ostatnich lat wyjeżdżamy do Włoch. Nie tylko do Rzymu i Watykanu, ale i na wczasy w Kalabrii czy na Sycylię. W 2009 r. (świeższych danych brak) wyjechało nas do Italii aż 811 tys. Ale Włoch nie umieściliśmy w naszej tabeli, bo trudno rozróżnić, kto był tam z pielgrzymką, kto zwiedzać, a kto tylko zimą na narty.
Wciąż zbyt drogie są dla nas dalekie kraje. Liczba wyjazdów do Tajlandii nieśmiało zwyżkuje po zupełnym załamaniu w wyniku tsunami. Wczasy na Kubie (2010 r. – 13 tys. osób), w Meksyku (19 tys.), na Dominikanie czy Malediwach wykupuje po kilka, kilkanaście tysięcy Polaków. Ceny od 7,5 tys. zł (Kuba) za 7-dniową wycieczkę.
Polskie dane statystyczne mówią, że na zagraniczne wakacje wyjeżdża coraz mniej rodaków. Dane narodowych urzędów statystycznych, że więcej. Być może dlatego, że statystyki te uwzględniają liczby wymykające się ankieterom OBOP i autorom polskich danych. Wszak dziesiątki tysięcy rodaków żyjących i pracujących w Anglii, Irlandii, Niemczech, państwach skandynawskich stamtąd właśnie wyjeżdżają na wakacje do Egiptu, Hiszpanii, Grecji czy Chorwacji.
Według zagranicznej statystyki, tylko do 10 krajów, które uwzględniliśmy w tabeli, wyjechało na wakacje w 2008 r. 2,7 mln rodaków, w 2009 r. – 2,8 mln, w 2010 r. – prawie 3 mln. Od trzech lat maleje jedynie liczba wyjazdów do Tunezji. Coraz odważniej wybieramy się za granicę sami, bez pośrednictwa biur podróży. Bo lepiej znamy języki obce, a w szerokim świecie czujemy się coraz mnie obco.
Dzięki tanim skandynawskim liniom lotniczym, które m.in. powodują utrzymanie stosunkowo niskich cen na przejazdy promowe, częściej odwiedzamy północnych sąsiadów. Zaczynamy tam jeździć już nie tylko do pracy czy w odwiedziny do krewnych, ale i turystycznie. Na przykład Eventur – specjalistyczne biuro turystyki wędkarskiej – wysyła co roku do Norwegii i Szwecji kilka tysięcy miłośników moczenia kija. Wynajęcie kwatery na 7 dni w domku nad fiordem, łodzi motorowej, dostarczenie map i informacji o łowisku plus ubezpieczenie kosztuje 1500–2500 zł. Całą swoją ofertę europejską Eventur sprzedaje na pniu – we wrześniu, październiku na następny rok. Europejską, bo biuro organizuje też wyprawy wędkarskie do Kanady czy na Kostarykę (15–20 tys. zł).
Jesienią branżę turystyczną czeka jeszcze jedna ciężka przeprawa. Organizatorzy wyjazdów będą zawierać umowy z firmami ubezpieczeniowymi na nowych zasadach. Składki będą wyższe, a nadto prawo zobowiąże ich do deponowania na kontach bankowych wysokich sum na wypadek plajty i konieczności wypłaty odszkodowań. Wyższe koszty przełożą się rzecz jasna na wyższe ceny wycieczek. Największe biura turystyczne zapewne sobie poradzą, dla większości pozostałych będzie to wielkie obciążenie.
Spa Siba
Ci, którzy nie wyjadą na urlop za granicę, spędzą go w kraju. – Ale ceny w sezonie doprowadzono u nas do absurdu – ocenia Maciej Grelowski, były szef Orbisu, który odszedł z tej firmy przed kilku laty.
Hotele cztero- i pięciogwiazdkowe są droższe niż w Hiszpanii i Grecji, nie mówiąc o Egipcie. Polski masowy turysta nie szuka nawet takiego zakwaterowania nad Bałtykiem. Wolałby czyste i schludne dwie lub trzy gwiazdki. Plaże mamy bodaj najpiękniejsze w Europie, ale morze zimne, pogodę niepewną. Gastronomię często podłą albo drogą. Właściciele kwater, barów, stołówek i innych atrakcji muszą w ciągu 8–10 tygodni lata zarobić na pozostałych 10 miesięcy. Wielu nie stać na inwestycje i cenowe zachęty.
W ostatnich latach jako ratunek przed krótkim sezonem powstało szereg ośrodków SPA, które mają kryte baseny i oferują całą gamę zabiegów odnowy biologicznej. W polskich SPA też mamy wysokie ceny. Wyższe niż w ich odpowiednikach w Hiszpanii czy Grecji. 6-dniowy pobyt z pakietem 3 zabiegów dziennie w Karpaczu, przed sezonem, kosztuje 1400 zł. Czy nie lepiej pojechać na 7 dni do Norwegii, zamieszkać w domku nad fiordem, popływać łódką motorową? Wszystko za 1500 zł. Że bez wyżywienia? Przecież zawsze można wziąć ze sobą wędkę.