Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Joe Biden jest na fali. Ale czy na pewno wygra wybory?

Czy bycie anty-Trumpem wystarczy Joemu Bidenowi do tego, żeby wygrać wybory? Czy bycie anty-Trumpem wystarczy Joemu Bidenowi do tego, żeby wygrać wybory? Leah Millis / Reuters / Forum
Autodestrukcyjne zachowanie, niedawna seria blamażów i w końcu choroba Donalda Trumpa sprawiają, że jego szanse na reelekcję, jeśli mierzyć je sondażami, topnieją w oczach.

Gdyby wybory odbyły się dziś, kandydat demokratów do Białego Domu Joe Biden wygrałby różnicą 11 proc. (53 do 42). Biden prowadzi z Trumpem, co ważniejsze, w kluczowych stanach „swingujących”, od których zależy zwykle wynik głosowania i ostateczny rezultat w Kolegium Elektorskim. Ma wyraźną przewagę w Pensylwanii, Michigan, Arizonie i Wisconsin i mniejszą na Florydzie i w Nevadzie. Nawet w niektórych stanach tradycyjnie „czerwonych”, czyli republikańskich, jak Georgia czy Teksas, nie jest bez szans. Bukmacherzy również obstawiają zdecydowane zwycięstwo Bidena. Były wiceprezydent u Baracka Obamy zebrał znacznie większe fundusze niż Trump na swoją kampanię, co też wskazuje, czyją wygraną przewidują znawcy amerykańskiej polityki. Czy to znaczy, że ma już zwycięstwo w kieszeni?

Biden i Trump. Dwie kontrastujące osobowości

Poczekajmy jeszcze z prognozami. Problem w tym, że sondażowa przewaga Bidena jest nie tyle odbiciem poparcia dla niego, ile rosnącego zniechęcenia do Trumpa. Głos za 77-letnim kandydatem demokratów będzie przede wszystkim głosem przeciw urzędującemu prezydentowi. Biden nigdy nie był i nadal nie jest politykiem porywającym. W ciągu 47 lat kariery najpierw w Senacie, a potem w gabinecie Obamy zdobył ogromne doświadczenie, także w kwestiach międzynarodowych, bo przewodniczył m.in. senackiej komisji spraw zagranicznych. Okazał polityczną zręczność, ale też skłonność do gadulstwa, braku dyscypliny i gaf, której się nie pozbył. Kilkakrotnie ubiegał się o nominację prezydencką w swej partii, ale udało mu się ją uzyskać dopiero w tym roku. Jeżeli wygra wybory, będzie najstarszym prezydentem w historii USA. Krytycy wytykają mu, że z wiekiem zdradza objawy „zmniejszonych zdolności kognitywnych”, bo w debatach zdarzają mu się potknięcia i niespójne wypowiedzi.

Biden jest faworytem głównie dzięki swojej kontrastującej z Trumpem osobowości. Zawsze cieszył się sympatią jako polityk emanujący życzliwością, a jego tragiczne doświadczenia osobiste – stracił w wypadku pierwszą żonę i córkę, a potem jego syn zmarł przedwcześnie na raka – zjednują mu współczucie wyborców. Ma renomę skromnego, przyzwoitego i rozsądnego człowieka, a za sprawą swych korzeni – pochodzi z rodziny niezamożnych irlandzkich imigrantów z robotniczego miasteczka Scranton w Pensylwanii – także populistyczny image orędownika zwykłych, prostych ludzi, których interesów jako senator bronił w Kongresie. Z łatwością nawiązuje kontakt z ludźmi, zarażając ich optymizmem. Wszystko to, a zwłaszcza empatia, do której obecny prezydent jest niezdolny, niezwykle wzrosło w cenie w dzisiejszej Ameryce, znękanej pandemią koronawirusa i zniesmaczonej podsycaniem konfliktów i podziałów społecznych.

Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden

Biden wzywa do zgody ponad podziałami

Kilka dni temu, kiedy Trump nie przestawał miotać obelg na swoich politycznych przeciwników, nazywając Kamalę Harris „potworem” i wzywając do kryminalnego oskarżenia Obamy i Hillary Clinton, Biden wystąpił w Gettysburgu, miejscu słynnej bitwy w czasie wojny secesyjnej. Wezwał do narodowej zgody ponad podziałami i pojednania, jak prezydent Lincoln w 1863 r. Przesłanie takie powtarza się w wielu mowach demokratycznego kandydata. Drugim głównym wątkiem jego wystąpień jest druzgocąca krytyka Trumpa za lekceważenie zarazy i zaniedbania w walce z covidem.

Na pozostałe tematy Biden wypowiada się zwykle ogólnikowo; rzadko przedstawia jakieś konkretne propozycje, z których można by wywnioskować, jaki właściwie jest jego program. Wiemy tylko, że były wiceprezydent reprezentuje umiarkowany segment Partii Demokratycznej – albo raczej jej centrum. Zawsze był zwolennikiem stopniowych reform, negocjowanych z republikanami – co czynił w Kongresie – zmierzających do zmniejszania nierówności i łagodzenia konfliktów.

Różni go to zasadniczo – co konsekwentnie potwierdza w kampanii – od lewego skrzydła demokratów, którzy domagają się radykalnych zmian, jak powszechne ubezpieczenia zdrowotne finansowane z podatków, darmowe studia wyższe, znaczna podwyżka płacy minimalnej, bezpłatne, gwarantowane przez rząd federalny urlopy macierzyńskie (postulat w USA radykalny) czy zdecydowane rozliczenia policji za nadużywanie siły i broni palnej.

W USA nie ma dziś szans na rewolucyjne zmiany

Kierownictwo Partii Demokratycznej poparło w prawyborach Bidena głównie ze względu na jego osobowość – lepiej przyciągającą „zwykłych” ludzi z klas ludowych niż kandydatka sprzed czterech lat, arogancka i wyrażająca pogardę dla nich Hillary Clinton. Wybrano Bidena też z powodu jego pragmatyzmu i umiarkowania, hamując tym samym ofensywę lewicy, reprezentowanej przez polityków z większą charyzmą i atrakcyjnością przywódczą, jak senatorowie Bernie Sanders i Elizabeth Warren. Demokratyczny establishment zdaje sobie sprawę, że mimo ich popularności, szczególnie wśród młodych wyborców, w USA nie ma obecnie szans na rewolucyjne zmiany w stylu europejskiej socjaldemokracji. System jest za bardzo „zabetonowany”, broni status quo, czyli interesów dominującej w kraju klasy rządzącej.

Za brakiem gotowości do radykalnych zmian przemawia też fakt, że – jak wynika z najnowszego sondażu Gallupa – 56 proc. Amerykanów ma się dziś (materialnie) lepiej niż cztery lata temu, a więc w momencie obejmowania władzy przez Trumpa. Mimo bowiem zapaści gospodarczej spowodowanej pandemią do marca trwał boom ekonomiczny, a z jego owoców większość społeczeństwa wciąż korzysta. Potwierdza to, że poparcie dla Bidena wynika niemal wyłącznie z tego, że ludzie ufają mu bardziej niż nieobliczalnemu i obwinianemu o kryzys zdrowotny prezydentowi. Z tego samego sondażu dowiadujemy się, że 49 proc. Amerykanów widzi cechy prezydenckie w Bidenie, a tylko 44 proc. – w Trumpie.

Ustalenia Gallupa stanowią swego rodzaju sygnał ostrzegawczy dla demokratycznego kandydata. Lepiej byłoby, gdyby przedstawił bardziej klarowny i konkretny program swoich przyszłych rządów. Czy bycie anty-Trumpem na pewno wystarczy do wygrania wyborów?

Czytaj też: Trump czy Biden? O wyborach przesądzi poczta

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną