Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kraj wędrujących kopert. Korupcja toczy Ukrainę

Mimo przeszkód udało się powołać niezależne instytucje, takie jak Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU). Mimo przeszkód udało się powołać niezależne instytucje, takie jak Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU). Press Service of the of Ukraine / Forum
Korupcja jest wymieniana jednym tchem wśród bolączek, jakie niszczą demokrację Ukrainy. Dziś uważa tak prawie 80 proc. obywateli, którzy obwiniają rządzących o jej tolerowanie.

Zjawisko nabrzmiewa od początku niepodległości. Reformy gospodarcze, powstanie prywatnej własności i ukształtowanie się silnej grupy oligarchów w sytuacji, gdy prawo nie nadążało za przemianami, stworzyło schematy korupcyjne, których kraj wciąż nie potrafi zwalczyć. Zwłaszcza że przez lata walka z korupcją była na ostatnim miejscu zainteresowań wszystkich rządów i prezydentów.

Korupcja na Ukrainie. Bez łapówki ani rusz

O korupcji mówiło się prawie oficjalnie, wiadomo było, że w każdej niemal dziedzinie trzeba mieć kryszę, opiekuna, który z takiej opieki czerpie stosowne zyski: gospodarcze lub polityczne. Skorumpowani byli pogranicznicy, którym każdy przekraczający granicę wsuwał w paszporcie kilkudziesięciodolarową wziatkę, co traktowano niemal jak obowiązek. Wziatki brała drogówka, urzędnicy za załatwienie prostej sprawy, hotelowa obsługa za udostępnienie faksu, nauczyciele za lepsze oceny, pracownicy uczelni za zdany egzamin. Powszechne było przekonanie, że nie da się nic załatwić bez łapówki. Specjaliści mówią o korupcji urzędniczej i gospodarczej.

Klasycznym przykładem takiej mentalności były polskie wizy: na drzwiach konsulatu w Kijowie wisiał ogromny plakat, na którym w trzech językach – ukraińskim, rosyjskim i polskim – literami jak przysłowiowy wół zapisano, że są darmowe. Mało kto w to jednak wierzył, bo przecież nie ma nic za darmo. Wśród kolejkowiczów uwijali się więc oszuści, inkasując po 100 dol. za wizę od ręki.

Na pytanie o korupcję 66 proc. badanych odpowiadało, że leży w naturze Ukraińców i jest integralną częścią ich życia. W efekcie nic nie działało normalnie. Ludzie sobie uświadomili, że korupcja wpływa nie tylko na ich prywatne życie, ale i na rozwój gospodarczy kraju.

Ukraińscy oligarchowie i wędrujące koperty

Znacznie bardziej niebezpieczna była korupcja polityczna, przenikanie się polityki i wielkich interesów. To do dziś największy problem kraju. Wielcy i wpływowi oligarchowie sami wchodzili do polityki, bo przekupowali wyborców. Okręgi jednomandatowe okazały się dla nich wspaniałą trampoliną. Prócz tego oligarchowie finansowali partie polityczne. Większość z nich znalazła się w Radzie Najwyższej albo rządzie. Wystarczy wspomnieć Julię Tymoszenko, która pełniła nawet funkcję premiera, czy Wiktora Medwiedczuka, szefa administracji Leonida Kuczmy. Zięciem prezydenta był Wiktor Pińczuk, król stalowych rur. A Petro Poroszenko, król czekolady, zanim został prezydentem, był ministrem w dwóch rządach. Klasycznym przykładem jest najbogatszy człowiek w kraju Rinat Achmetow, szef klanu donieckiego, deputowany do Rady Najwyższej, który bez problemu wygrywał w Donbasie, bo zatrudniał niemal wszystkich obywateli z okolicy. To on finansował Partię Regionów i działania Wiktora Janukowycza.

Do tego: Walerij Choroszkowski, magnat stalowy i medialny, szef służby bezpieczeństwa, minister finansów, wicepremier; Dmytro Firtasz, Sierhij Lowoczkin i Jurij Bojko, magnaci gazowi i politycy.

Każdy oligarcha miał w parlamencie własną grupę deputowanych, których kampanię finansował, więc byli gotowi przeprowadzić każdą ustawę, na której ich mocodawcy zależało. Powszechnie było i jest wiadomo, kto jest czyim człowiekiem w Radzie Najwyższej, kto może kogo kupić, a kto ma interes, żeby być przeciwko. Kwestią było jedynie: za ile. Koperty wędrujące z rąk do rąk nie były widokiem nadzwyczajnym, a o ich zawartości rozmawiało się bez skrępowania. Można powiedzieć, że cała gospodarka była kontrolowana, a reformy były mocno wątpliwe. Walka z korupcją godziła w zbyt wiele zbyt wielkich interesów.

Od czasu do czasu wybuchała jakaś afera, ale szybko się okazywało, kto za nią stoi i jaki ma interes, żeby ją nagłaśniać. Nie była to zwykle żadna z instytucji powołanych do walki z korupcją. W kraju, gdzie kilku oligarchów związanych z polityką posiada majątek większy niż cały dochód narodowy czy budżet państwa, władza nie może powiedzieć o sobie, że jest niezależna. To przypadek Ukrainy.

Wiele się w tej kwestii nie zmieniło. Warto wspomnieć, że Ihor Kołomojski, jeden z najsilniejszych oligarchów, finansował kampanię Wołodymyra Zełenskiego. Wcześniejsze biznesowe powiązania prezydenta z oligarchą też są znane.

Czytaj też: Czy Ukrainie grozi kolejna wojna z Rosją? Teraz o wodę

Ukraina w końcu wzięła się za korupcję

Ukraińcy powiedzieli zdecydowane „stop korupcji” podczas rewolucji godności w 2013–14 r. Majdan żądał walki z plagą, która zatruwała kraj. Prezydent Petro Poroszenko i premierzy Jaceniuk i Hrojsman też wydali walkę korupcji i wspierali ją, choć z różnym skutkiem. Instytucjonalne zwalczanie korupcji natrafiało na opór rozmaitych grup interesów. Poroszenko zaprosił do rządu specjalistów z zagranicy, spodziewając się, że będą skuteczniejsi, bo nie są uwikłani w układy. Większość z nich nie odniosła spektakularnego sukcesu, mając za przeciwnika przeniknięty korupcją polityczną parlament.

Mimo przeszkód, prób ograniczenia kompetencji i rangi udało się powołać niezależne instytucje: Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU), Specjalną Prokuraturę Antykorupcyjną (SAP) i Sąd Antykorupcyjny. Udało się wprowadzić obowiązek składania przez polityków, urzędników rządowych i samorządowych deklaracji majątkowych, choć sprawa ich weryfikacji nastręczała niebywałych trudności nowo powstałej Narodowej Agencji ds. Przeciwdziałania Korupcji. Działa też system zamówień publicznych ProZorro.

Nie udałoby się pewnie to wszystko bez nacisków międzynarodowych organizacji finansowych – z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) na czele – które pomoc i wypłatę kolejnych transzy kredytów uzależniały od skutecznej walki z korupcją. Naciskały też Komisja Europejska, amerykański departament stanu i prezydent. Gdy sprawy szły zbyt niemrawo, dziennikarze najbardziej wpływowego portalu „Ukraińska Prawda” wystosowali list do państw Unii, pisząc, że zniesienie wiz dla Ukraińców należy uzależnić od efektów działań antykorupcyjnych. Wzywali do wstrzymania pomocy dla swego kraju, bo rezygnuje z reform. Zniesienie wiz było w kręgu żywotnych zainteresowań obywateli Ukrainy, pachniało kolejnym Majdanem, było wiadomo, że dalsza zwłoka doprowadzi do rozprawy z politykami.

MFW bez ogródek uzależnił wypłatę kolejnej transzy kredytu dla Ukrainy od zakończenia prac nad niezależnymi instytucjami do walki z korupcją. A warto pamiętać, że w tym czasie toczyła się wojna w Donbasie i gospodarka bez pomocy nie dałaby rady.

Czytaj też: Rok Zełenskiego

Poroszenko też nie miał czystych rąk

Tymczasem w kraju trwał ostry spór między Prokuraturą Generalną a Biurem Antykorupcyjnym, dochodziło nawet do rękoczynów. Poroszenko musiał się mierzyć z zarzutami, że „odpuścił” walkę z korupcją, a afera Panama Papers wykazała, że i on nie ma czystych rąk. Miało to później wpływ na jego wyborczą porażkę.

W czerwcu 2018 r. powołano wreszcie Najwyższy Sąd Antykorupcyjny. „Za” głosowało zaledwie 254 deputowanych w 450-osobowym parlamencie. Sąd liczy 38 sędziów wybranych w drodze nadzorowanych przez międzynarodowe grono ekspertów. 27 sędziów tworzy sąd I instancji, a 11 jego izbę odwoławczą. Zadaniem instytucji jest przejęcie wszystkich spraw związanych z korupcją. Inauguracja odbyła się we wrześniu ubiegłego roku, już za prezydentury Zełenskiego, który obiecał „ukarać wszystkich skorumpowanych, niezależnie od struktury, w której działają”. Za jego prezydentury przegłosowano też zniesienie immunitetu poselskiego, co zresztą obiecywał w kampanii.

Problem w tym, że żadnego wyższej rangi urzędnika nie udało się dotychczas skazać za przestępstwa korupcyjne.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną