Moda na antyamerykanizm jest dziecinna
WikiLeaks publikuje dane dotyczące dyrektora CIA. A dlaczego nie szefa KGB?
Portal WikiLeaks, który opublikował setki tysięcy stron amerykańskich dokumentów rządowych, powiesił na swojej stronie szczegółowy osobowy kwestionariusz weryfikacyjny dyrektora CIA Johna Brennana z okresu, kiedy Brennan miał być dopuszczony do największych tajemnic państwa. Są tam dane na temat rodziny szefa amerykańskiego wywiadu, jego przyjaciół i współpracowników. Co więcej, portal WikiLeaks zapowiada, że ogłosi wiadomości z prywatnej skrzynki mailowej szefa CIA.
Takie granie na nosie amerykańskiemu wywiadowi brzydko pachnie i każe trzeźwiej patrzeć na działania portalu i jego twórcy Juliana Assange’a, który od trzech lat ukrywa się w londyńskiej ambasadzie Ekwadoru. Niewątpliwie Assange ujawnił wiele obrzydliwych praktyk amerykańskich służb, zaalarmował opinię publiczną informacjami o nagannym postępowaniu władz. Pytanie, czy nie miał innego, mniej bulwersującego na to sposobu, zwłaszcza poprzez amerykański system kontroli władz?
Portal i jego twórca stali się bohaterami tej części światowej antyamerykańskiej lewicy, która obarcza USA za całe zło na świecie. Kiedy przed laty norweski polityk Sniorre Valen zgłosił WikiLeaks do Nagrody Nobla, wielu przyklasnęło takiej propozycji, podkreślając znaczenie portalu dla wolności słowa i przejrzystości prowadzenia polityki. Powoływano się wówczas na publikację dokumentów związanych z korupcją władz, a także nielegalną inwigilacją obywateli. Na pewno jakiś pożytek z tych publikacji płynął. Ale polityka międzynarodowa nie jest tak czysta, jak byśmy tego pragnęli.
Po latach wychodzi coraz bardziej na jaw rażąca dysproporcja: jeszcze nie słyszałem, żeby WikiLeaks opublikował kwestionariusze osobowe szefa KGB albo jakiekolwiek rekomendacje polityczne, jakie służby rosyjskie przesyłają Kremlowi. WikiLeaks ujawnia sekrety Amerykanów i im szkodzi, nie widać natomiast, by obnażał grzechy Rosjan i szkodził Kremlowi. Dla naszego kraju to nie jest wszystko jedno, bo USA są naszym sojusznikiem, a Rosja – mamy nadzieję, że tylko przejściowo – nie tylko nim nie jest, ale co pewien czas zaznacza, że ma rakiety wprost u naszych granic. Nasz amerykański sojusznik nie jest aniołem, ale jednak stoi po naszej stronie, a putinowska Rosja kiedy może, to chętnie nam dokuczy. W tej sytuacji postępowanie portalu WikiLeaks nie może się w Polsce podobać.
Swoją drogą kiedy podsłuchiwano naszych ministrów w operacji pod kryptonimem „Sowa i przyjaciele” – słusznie wieszaliśmy psy na naszych nieudolnych służbach specjalnych, które nie potrafiły szybko zlikwidować przecieków. Co powiedzieć dziś o służbach amerykańskich?