Przeciwników i zwolenników warunków porozumienia z wierzycielami w Grecji jest prawie tyle samo. Według sondażu Ipsos 44 proc. Greków opowiada się za przyjęciem programu cięć, a 43 proc. jest temu przeciwnych. 12 proc. badanych nie zdecydowało jeszcze, jak zagłosuje podczas niedzielnego referendum.
Różnice między zwolennikami a przeciwnikami porozumienia są tak nieznaczne (mniejsze niż margines błędu statystycznego), że nawet instytut badawczy nie jest w stanie przewidzieć wyniku referendum.
Inne sondaże przyniosły podobne wyniki (różnica między zwolennikami a przeciwnikami porozumienia nie przekracza 1,5 punktu proc., podczas gdy margines błędu wynosi 3,1 proc.).
Tymczasem greckie władze namawiają Greków, by w niedzielnym referendum powiedzieli „nie”. Premier Aleksie Tsipras wzywał kilkadziesiąt tysięcy Greków zebranych w piątek na placu Syntagma w Atenach, by powiedzieli „dumne nie ultimatom” i tym, którzy „terroryzują” kraj.
Przed gmachem parlamentu demonstrowało od 30 do 50 tys. ludzi. Premier przekonywał, że głosowanie na „nie” to wybór „godnego życia w Europie”. Według Tsiprasa referendum to „bitwa o demokrację, wolność i europejskie wartości”.
Z kolei w wystąpieniu telewizyjnym Tsipras ostrzegał, że stawką w referendum jest to, czy „zaakceptujemy ślepą uliczkę w warunkach szantażu”. Zdaniem premiera „nie” dla „nierealistycznego rozwiązania” nie oznacza zerwania z Unią Europejską.
Premier ostro sprzeciwia się dalszemu narzucaniu cięć płac i emerytur po to, by obsługiwać spłatę długu, który i tak nie jest możliwy do spłacenia. Zdaniem Tsiprasa, by Grecja mogła obsługiwać swoje zadłużenie, potrzebuje jego redukcji o 30 proc. i 20 lat karencji.
W tym samym czasie nieopodal dawnego stadionu olimpijskiego w stolicy Grecji demonstrowało ok. 20 tys. zwolenników przyjęcia warunków wierzycieli.