Tęczowa Turcja
Ekipa Erdoğana poniosła porażkę, ale w Turcji zmieniło się znacznie więcej
Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), która samodzielnie rządziła Turcją od 2002 r., straciła większość w parlamencie. Choć wygrała czwarte wybory z rzędu, pierwszy raz wynik był gorszy od poprzedniego.
W dodatku cztery partie, a nie trzy, jak ostatnio, podzielą między siebie mandaty, co oznacza, że wciąż wysokie, 41-procentowe poparcie dla partii Recepa Tayyipa Erdoğana przełoży się tylko na 258 miejsc w parlamencie – o 19 za mało, aby samodzielnie rządzić.
Tym czwartym ugrupowaniem jest Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), która nie kryje swoich związków z mniejszością kurdyjską, stanowiącą ok. 20 proc. mieszkańców kraju. Co prawda rzutki lider HDP Selahettin Demirtaş udanie zaprezentował swoją partię jako siłę ogólnokrajową z wyraźnie lewicowym, równościowym programem, nie da się ukryć, że prawie wszyscy posłowie HDP to Kurdowie.
I nie byłoby w tym nawet nic dziwnego – Kurdowie od lat dostają się do tureckiego parlamentu – gdyby nie fakt, że pierwszy raz tak otwarcie mówią o swoim pochodzeniu. Jeszcze 20 lat temu według oficjalnej ideologii państwowej Kurdowie nie istnieli.
Dużą odmianą są również posłowie nie-muzułmanie. W nowym parlamencie zasiądą jazydzi, Romowie, alawici (synkretyczny odłam islamu) i aż czterech chrześcijan: trzech Ormian (w 78-milionowej Turcji jest ich ok. 90 tys.) i jedna prawosławna syryjskiego pochodzenia. Należą do różnych ugrupowań, do wspomnianej HDP, do rządzącej AKP, ale również do CHP Kemala Atatürka, czyli ugrupowania kiedyś stojącego na staży czystości tureckiej rasy.
Przez lata „chrześcijanie w tureckiej polityce” to był temat tabu. Po wojnie o suwerenność (1919–1922), polegającej na wyzwalaniu kraju spod okupacji prawosławnych Greków, zyskali miano najgorszych zdrajców. Przez 90 lat republiki w polityce pojawiali się sporadycznie, nigdy nie podnosili spraw swojej mniejszości religijnej. Teraz ma się to zmienić.
Triumfują też kobiety. Będzie ich aż 96, czyli ponad 16 proc. całego składu. Nie jest to wiele – w polskim parlamencie kobiety stanowią ponad 24 proc. Ale postęp jest znaczący: jeszcze w 1991 r. było ich osiem na 550 parlamentarzystów.
Jeśli dodać do tego dwie kandydatki po zmianie płci i jednego geja po coming oucie, który zdobył mandat w Eskişehir, turecki parlament zaczyna nabierać barw.