Ropa w dół, gryka w górę
Rubel traci na wartości, Rosjanie zaczynają gromadzić zapasy
Po czwartkowej decyzji OPEC o niezmniejszaniu wydobycia ropy rubel zareagował gwałtownym spadkiem. W piątek na otwarciu giełdy rosyjska waluta osiągnęła rekordowo niski poziom 49,47 do dolara. To kolejny dołek po odbiciu, którym rynek odpowiedział na uwolnienie przez rosyjski BC kursu rubla i zaprzestaniu interwencji walutowych. I historyczny antyrekord.
Po szczycie OPEC cena baryłki ropy Brent spadła do niemal 70 dolarów. Dla Rosji, która ponad połowę zysków z importu czerpie ze sprzedaży surowców, zniżki cen ropy to zła wiadomość. Przyszłoroczny budżet jest zaplanowany przy cenie surowca na poziomie 100 dol. za baryłkę ropy. Założony w nim kurs dolara to ok. 37 rubli. To duży optymizm, jak na obecne tendencje. Bo ekonomiści twierdzą, że ropa nadal będzie tanieć, a w najlepszym razie – utrzyma się na obecnym poziomie. Ekonomiści przepytani przez „Bloomberga” stwierdzili, że przy utrzymującej się przez dłuższy czas cenie ropy 80 dol. Rosji grozi recesja.
Kilka dni przed szczytem OPEC minister finansów poinformował świat, jakie straty ponosi Rosja w związku ze spadkiem cen ropy i zachodnimi sankcjami. W sumie to 140 mld dolarów rocznie. Sporo. Do tego dochodzą problemy ze spłatą długów dolarowych zaciągniętych przez rosyjskie firmy i duży odpływ kapitału, który jest symptomem poważniejszego problemu – zniechęcenia inwestorów do Rosji. Odwrócenie tej tendencji będzie wymagało dużo czasu.
Co na to wszystko Rosjanie? Wprawdzie widzą, że coś złego z gospodarką się dzieje. Tak przynajmniej wynika z najnowszego sondażu Centrum Lewady. O pogorszeniu się sytuacji gospodarczej mówi 80 proc. badanych – to wzrost cen, spadek poziomu życia. Co drugi Rosjanin twierdzi, że nie odczuł żadnego problemu w związku z zachodnimi sankcjami, a 45 proc. wiąże problemy ze spadkiem cen ropy naftowej. Zaledwie 15 proc. ankietowanych źródła problemów upatruje w rosyjskich antysankcjach, czyli embargu na produkty spożywcze, którym Rosja odpowiedziała na restrykcje Zachodu.
Pewną próbkę nastrojów daje przeprowadzona niedawno przez telewizję Dożdż sonda uliczna. Odpytywani mieszkańcy Moskwy przekonywali, że zmiany na rynku walut to efekt zachodnich manipulacji, a oni zarabiają przecież w rublach, więc czują się bezpiecznie. Premier Dmitrij Miedwiediew przyznał ostatnio, że Rosjanie zaczęli skupować walutę zagraniczną, ale już szefowa BC Elwira Nabiullina chwaliła rodaków, że nie wpadają w panikę i zachowują się „rozsądnie”. – A za co mają kupować, skoro dolar kosztuje prawie 50 rubli? – pyta publicysta Iwan Preobrażeński. – Jak ktoś miał pieniądze, to kupował w październiku, a teraz wszyscy czekają, aż dolar potanieje.
Władimir Putin zapowiedział, że cena ropy ustabilizuje się w 2015 r. i wszystko będzie dobrze, bo państwa OPEC też przecież nie są zainteresowane niską ceną ropy. Kursu rubla władze starają się nie komentować. Coraz popularniejszę są za to ludowe teorie, że „to Soros doprowadził do załamania rubla”. – Władze mówią ludziom, że wszystko będzie dobrze, telewizja to powtarza, a społeczeństwo wierzy w to wbrew własnemu doświadczeniu. Przecież ceny wzrosły, spadła siła nabywcza, a pensje są takie same. To jest miara sukcesu machiny propagandowej – ocenia rosyjski ekonomista Anton Barbaszyn. – Gdyby w Rosji były normalne media, to tłumaczyłyby ludziom, jak kurs dolara czy cena ropy wpływa na ich sytuację i że to nie są dwa równoległe światy – dodaje.
Paniki wprawdzie nie ma, a Rosjanie rzeczywiście reagują w miarę spokojnie. Jednak pewne objawy niepokoju można zaobserwować. W górę poszybowały ceny kaszy gryczanej. To akurat jeden z tych produktów, w które Rosja w pełni zaopatruje się sama, więc niedobory na pewno nie są skutkiem embarga. A jednak ceny „grieczki” poszybowały w górę, a w niektórych miejscach po prostu jej zabrakło. To znaczy, że Rosjanie, mimo oficjalnego optymizmu, obawiają się niepewnych czasów i na wszelki wypadek gromadzą zapasy.