Nauka angielskiego: fine tuning
Sikorski na Harvardzie: Odstraszać Rosję, ale umożliwić jej dialog z Zachodem
Nawiązując do słów George’a Marshalla, które również kiedyś padły na Harvardzie, przypominał, że Ukraina – choć przede wszystkim musi pomóc sama sobie, poprzez reformy – też potrzebuje wsparcia Zachodu.
Najbardziej interesującą częścią przemówienia był wykład o stosunkach Zachodu, w tym Polski, z Rosją. Sikorski zrobił go znacznie lepiej i pełniej niż amerykański dziennikarz z portalu Politico, którego materiał narobił tyle szumu w Polsce. Przede wszystkim nasz marszałek Sejmu obalał mit, że – po rozpadzie Związku Radzieckiego – rozpychający się i triumfujący Zachód upokarzał Moskwę, wykorzystując jej słabość i spychając na margines wspólnoty międzynarodowej. Przypomniał, że NATO nigdy nie rozmieściło żadnych baz ani instalacji jądrowych w Polsce, choć Rosja utrzymuje takie niecałe 100 km od naszej granicy.
Więcej jeszcze: broniąc dotychczasowej polityki, Sikorski zwrócił uwagę, że Polska stale dążyła do poprawy stosunków z Rosją, przypomniał otwarcie ruchu osobowego z obwodem kaliningradzkim, wymianę handlową, przyznał również, że prezydent Putin złożył hołd pomordowanym przez komunistyczne służby polskim oficerom w Katyniu, a Kościoły opublikowały wspólne listy w duchu wzajemnego przebaczenia i pojednania.
Ale teraz agresywna polityka Rosji wymaga zdecydowanej reakcji, bo Europa staje przed pytaniami o własne bezpieczeństwo. Sojusz wojskowy Zachodu – powiedział Sikorski – musi powrócić do swej pierwotnej misji – czyli odstraszania Rosji. Mimo twardego języka Sikorski podkreślał, że jeśli tylko Rosja powróci do „świata zasad” – z których pierwszą jest współpraca z innymi – sankcje zostaną zniesione, a wszelkie spory będzie można sprawiedliwie rozstrzygnąć na forum organizacji międzynarodowych czy nawet specjalnie powołanych organów.
Teraz komentarz. Rosji na sankcjach i nieufności zachodnich inwestorów grozi strata ogromnych pieniędzy, wręcz katastrofa. Może się okazać, że agresja na Krym przyniesie Putinowi podobną klęskę, jak awanturniczy wypad argentyńskiego dyktatora Jeorge’a Videli i całej junty wojskowej na Falklandy. Początkowo w Argentynie też to prężenie muskułów wzbudziło entuzjazm, lecz kiedy społeczeństwo uświadomiło sobie koszty klęski – doszło do upadku junty i dyktatora.
A co do Rosji? Odstraszanie wojskowe czy propozycja dialogu? Wydaje się, że jedno i drugie na raz – w odpowiednich proporcjach. Odstraszanie, jak w czasach Zimnej Wojny, ma skłonić Rosję, by przestała prężyć muskuły i wyrzekła się licznych prowokacji, jak na przykład wypadów bombowców w pobliże naszych granic.
Ale odstraszanie nie może być takim demonstrowaniem przewagi wojskowej – a nasz Sojusz ogromną przewagę ma – która mogłaby zapędzić Moskwę w jeszcze bardziej nieodpowiedzialne, agresywne działania, prowadzące do starcia na serio. Między jednym a drugim potrzebny jest fine tuning, termin zasłyszany dziś wśród polityków zajmujących się sprawami bezpieczeństwa Sojuszu. Oznacza on precyzyjne dostrojenie, tak jak dostrajanie odbioru trudno słyszalnej stacji w radiu. Niełatwe, ale potrzebne.