Wydarzenia tej opowieści układają się tak, jakby wymyślił je któryś z literackich noblistów z Ameryki Południowej albo mistrz intrygi z Hollywood. Możliwe zresztą, że gdyby napisał to literat, uznano by, że przesadził.
1.
Zaczyna się w 1958 r. Do bazy lotnictwa wojskowego w północnym Chile przyjeżdża kapitan Fernando Matthei. Wraz z żoną, dwójką małych synów i córeczką zamieszkuje w wojskowym osiedlu, z dala od cywilnych dzielnic. Ma 32 lata, cała kariera przed nim. Kilka miesięcy później w bazie melduje się o dwa lata starszy Alberto Bachelet, też kapitan. Będzie się zajmował finansami jednostki. Wraz z żoną, synem i córką wprowadza się do domku vis-à-vis Mattheiów.
Oficerowie zaprzyjaźniają się. Córka Bacheleta powie po latach, że była to przyjaźń mimo różnic w usposobieniu. Jej ojciec – jak mówi – gaduła, dusza towarzystwa; Matthei – raczej sztywny, małomówny, zamknięty. Obaj kochają literaturę i muzykę klasyczną. Grają w rugby – dobra podstawa męskiej zażyłości. Zaprzyjaźniają się też ich dzieci, szczególnie córki – Michelle i Evelyn. Bawią się wspólnie przed domem, chodzą do jedynej szkoły na terenie bazy. Dla Michelle tata przyjaciółki jest wujkiem Fernandem, dla Evelyn ojciec Michelle to wujek Beto. Obie rodziny wiodą sielskie życie wojskowych przeciętniaków, choć w dostatki nie opływają.
Przyjaźń między oficerami ma dalszy ciąg w Santiago de Chile, dokąd zostają przeniesieni po dwóch latach służby na odludziu. Awansują. Bechelet wyjeżdża na placówkę do Waszyngtonu.