6 listopada ubiegłego roku Monika wyszła na cmentarz, żeby zająć się grobem ojca. Spotkała tam mężczyznę z sąsiedniej wsi. 51-letniego hydraulika, który wymieniał w jej domu piec. Ten złapał ją wpół i zgwałcił.
26-latka ma orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności umysłowej. Niewyraźnie mówi, nie zna się na zegarku, potrafi się zgubić. Prokuratura Rejonowa postępowanie umorzyła, bo nie dopatrzyła się „znamion czynu zabronionego”. 51-letni Henryk w sprawie zeznawał jako świadek. Jak powiedział rzecznik prokuratury: kobieta nie stawiała oporu, sprawca nie stosował przemocy, w związku z czym nie postawiono zarzutu zgwałcenia.
Sprawca powiedział matce dziewczyny, że od półtora roku nie miał kobiety, a Monice przez to przecież nic nie ubyło.
Prokuratura umarza 67 proc. zgłoszeń gwałtów
Czy ta sprawa to anomalia? Nie. Czy decyzja prokuratury to anomalia? Niestety nie.
Ta przemoc to nie tylko wynik zaburzeń osobowości 50-letniego sprawcy, ale też wybiórczej wrażliwości organów ścigania, dzięki której jednym wolno więcej, a innym mniej.
Prokuratura umarza 67 proc. zgłoszeń gwałtów. Z kolei sądy, jeśli już zajmą się sprawą, w ponad 33 proc. spraw wydają wyroki w zawieszeniu. Gwałciciele wracają do domów i śpią spokojnie. Często nadal obok swoich ofiar.
Dlaczego?
W 2000 roku na zlecenie Centrum Praw Kobiet przeprowadzono badanie prokuratorów i policjantów. Prawie 38 proc. prokuratorów i prawie 45 proc. policjantów przyznało, że kobieta nie ma prawa przerwać niechcianego kontaktu i w tym wypadku nie ma mowy o gwałcie. Natomiast wymuszenia stosunku za pomocą presji innej niż fizyczna, np. przez podanie środków farmakologicznych, nie uważało za gwałt prawie 30 proc. prokuratorów i 40 proc. policjantów. Doprowadzenie do obcowania płciowego wbrew woli osoby poszkodowanej przy użyciu przemocy lub groźby jej użycia za zgwałcenie nie uważa prawie 19 proc. prokuratorów i 33 proc. policjantów. Wyniki te oznaczają, że dla pewnej grupy funkcjonariuszy (około 20 proc. prokuratorów i blisko 40 proc. policjantów) przestępstwo zgwałcenia w ogóle nie istnieje, nie ma bowiem zachowań, które skłonni byliby za zgwałcenie uznać. Przemoc wobec kobiet nie jest więc przestępstwem, a jeśli nawet zostanie uznana za przestępstwo, to nie jest ono społecznie niebezpieczne.
Żeby gwałt udowodnić, przed kobietami stawia się wymagania znacznie wyższe od tych, jakie stawia się innym pokrzywdzonym. To one muszą potwierdzić swoją wiarygodność (nie są z urzędu wiarygodne) i przekonać funkcjonariuszy, prokuratury i sędziów powątpiewających w prawdziwość ich zeznań. Przedstawiciele organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości uważają, że kobiety fałszywie oskarżają mężczyzn o przemoc lub gwałt. Zgłaszają przemoc, aby się zemścić, łatwiej uzyskać rozwód lub zezwolenie na terminację ciąży.
W uzasadnieniu omawianej decyzji sądu brakuje właściwie tylko stwierdzenia, że to Monika sprowokowała: wyglądała wyzywająco, chodziła sama po zmroku i uśmiechała się do znajomego mężczyzny. Kto wie, może tak właśnie myśleli prokuratorzy zajmujący się tą sprawą? Lub, tak jak sprawca, uważają, że upośledzonej dziewczynie wszystko jedno?
Dla większości prokuratorów i policjantów gwałt to nie gwałt – to tym powinien zainteresować się wiceminister Jaki do spółki z ministrem Ziobrą. Trzeba tu wielu starań, ale prawa zmieniać nie trzeba, wystarczy korzystać z tego, które jest. A jest takie, że gwałt jest ścigany w Polsce z urzędu. Że widełki to 2 do 12 lat, choć średnia wyroków w Polsce to 3 lata za gwałt ze szczególnym okrucieństwem.
Wystarczy korzystać z obowiązujących przepisów. Wystarczy nieuchronność kary.
***
W szóstym miesiącu ciąży Monika urodziła ważącą 1,1 kg córkę. Dziecko ma wadę serca, czeka na operację. Monika z objawami depresji trafiła do szpitala neuropsychiatrycznego. Dziecko wychowuje babcia z siostrami 26-latki. Sprawca wyrzekł się ojcostwa. Nie chce poddać się badaniom DNA. Żyje dalej na wsi pod Zamościem.
O sprawie doniosła lubelska „Gazeta Wyborcza”.