Kilka tygodni temu, w Orlando, 17-letni Jan Krzysztof Duda z Wieliczki zmierzył się ze stu szachistami. To była pokazowa symultana w tempie błyskawicznym, przed meczem NBA Orlando Magic-Indiana Pacers. Za rywali miał trzy osoby naraz, na każdą z partii minutę i czterdzieści sekund, rywale po pięć minut. Grał osiem godzin. Wygrał wszystko.
Taka rozgrywka wymaga nie tylko szybkości, ale też niebywałej kondycji: jakby biec maraton techniką sprinterską. Jaś trzy razy w tygodniu pływa, oprócz tego biega i ćwiczy na siłowni. Je według rozpisanych na godziny wytycznych fizjologa żywienia. Poważniejszy szachowy turniej, który trwa co najmniej dziewięć dni, zabiera kilka kilogramów. Jaś także dużo śpi. Rekord – 16 godzin bez przerwy.
Na szafkach w pokoju Jasia stoi 200 pucharów. Kibice go uwielbiają – bo gra widowiskowo, ofensywnie, agresywnie. Nie patrzy, czy po drugiej stronie jest kolega, ładna dziewczyna czy trener. Mówią o nim: Kiler.
Zacząć tak, by zamroczyć
Szachy to gra bezwzględna. Tak uważa Jan. W meczu koszykówki czy tenisa długo można odrobić nawet dużą różnicę punktów, w szachach źle rozegrany debiut, czyli 10–12 pierwszych posunięć, często kosztuje porażkę.
Dlatego te debiuty – choć nie tylko – analizują z trenerem Kamilem Miltoniem. Pracują po 5–6 godzin dziennie. Na zawodach trener w nocy rozgryza rywali, a rano przekazuje Jasiowi, co powinien grać. – Wpisujemy nazwisko przeciwnika do internetowej bazy partii szachowych i mamy podgląd, w jaki sposób ten zawodnik grywa – tłumaczy Mitoń. Janek dodaje, że dzięki internetowi dostęp do wiedzy i w dziedzinie szachów się wyrównał: – Kiedyś trzeba było jeździć na turnieje, by uczyć się, jak kto gra.